wtorek, 19 stycznia 2016

3. Sąsiad

 Po długiej walce z bólem głowy, który wciąż jeszcze niestety nie ustąpił, napisałam ten oto trzeci rozdział. Zapraszam do czytania i BARDZO liczę na wasze komentarze - tylko dzięki nim mam pewność, że nie publikuję tego bezsensownie. 
Miłego czytania! :)

***



       Wróciliśmy do domu razem, choć w całkowitej ciszy – a przynajmniej z mojej strony, bo Tom nabijał się ze mnie przez całą drogę. Nie rozumiałem, co go tak śmieszyło. Naprawdę. Ciekawe, czy też by miał taki ubaw, gdyby to on utknął w kabinie sam na sam z kibelkiem. Chyba nawet to sprawdzę… Jestem pewien, że wtedy zszedłby mu z twarzy ten cholerny uśmieszek.
        Wchodząc z wciąż śmiejącym się ze mnie Buszmenem do windy, obmyślałem bardzo dokładnie plan mojej zemsty. W międzyczasie próbowałem go zabić moim wzrokiem, ale to chyba nic nie dawało, bo śmiał się jeszcze bardziej. Cholera! Gdybym nie był takim chucherkiem, bez wahania bym mu przywalił. W takim jednak wypadku bardziej pewne było, że połamałbym sobie rękę zanim w ogóle bym go porządnie dotknął. No i z moim szczęściem…
        - Przestaniesz się kiedyś nabijać? – burknąłem cicho, zakładając ramiona na piersi. Tom nacisnął numerek z naszym piętrem, W KOŃCU na moment milknąć, choć wciąż uśmiechał się pod nosem.
        - Przepraszam, Bill – odezwał się z udawaną skruchą. Ja wiem, że wcale nie jest ci przykro, pacanie!  Spojrzałem na niego spod byka. – Po prostu… Z mojej strony to wyglądało przekomicznie. – Znów się zaśmiał, zapewne przywołując sobie w myśli moje błagalne jęki. Niech go ktoś uderzy! Bo ja nie dam rady…
        - Nikt ci nie mówił, że to nieładnie śmiać się z ludzkich tragedii? – burknąłem pod nosem. W tym samym momencie coś głośno zatrzeszczało i winda się zatrzęsła, przez co – o, ironio! – wpadłem w ramiona Toma, a potem najzwyczajniej w świecie… stanęła.
        - No chyba żart! – jęknąłem. Od razu spojrzałem na Toma, oczekując kolejnych salw śmiechu, ale nic takiego się nie stało. Może dlatego, że tym razem utknął razem ze mną. Ha! Dobrze ci tak, draniu!
        - Ty chyba cały jesteś ludzką tragedią… - odezwał się nagle, spoglądając na mnie z niedowierzaniem. Jego twarz wyrażała autentyczny szok. Wzruszyłem ramionami, nagle dziwnie się pesząc. Świetnie, Bill! Robisz naprawdę wspaniałe wrażenie na ludziach.
        A potem się dziwię, że nikt mnie nie chce.
        - Co teraz?  - spytałem niepewnie. Nie wiedziałem co robić, a nie widziało mi się spędzić całej nocy w windzie z Tomem. To znaczy z nim mógłbym spędzić niejedną noc, ale raczej obskurna winda nie jest do tego byt odpowiednim miejscem…
        - Czekamy, aż ktoś po nas przyjdzie – powiedział i usiadł pod jedną ze ścian. Przysiadłem obok niego, nie wiedząc, co innego mógłbym zrobić.
        - Tak po prostu?
        - Tak po prostu.
        Westchnąłem. Tyle z tego dobrego, że przynajmniej przestał się ze mnie nabijać. Teraz jedynie patrzył gdzieś przed siebie dziwnym wzrokiem i co jakiś czas kręcił głową, chyba wciąż nie mogąc uwierzyć, że ktoś naprawdę może mieć takiego pecha. Cóż… Ja też czasami nie mogłem w to uwierzyć. Ktoś rzucił na mnie jakąś klątwę. Jestem tego pewien. Ale co ja takiego zrobiłem?! Byłem dobrym dzieckiem, zawsze chodziłem do szkoły i nawet czasami się uczyłem. Jestem porządnym obywatelem Niemiec i nigdy nie popełniłem żadnego przestępstwa. No, raz ukradłem koledze kredkę w przedszkolu. Czy to dlatego los się tak na mnie mści? Przysięgam, że ją oddam!
        Spojrzałem znów na Toma. Uśmiechał się teraz delikatnie pod nosem i kiedy dostrzegł, że się mu przyglądam, uśmiechnął się szerzej. Prychnąłem.
        - Z czego się tak cieszysz? – warknąłem. Byłem pewien, że za chwilę znów zacznie się ze mnie nabijać, więc nie miałem zamiaru być dla niego miły. Ani trochę.
        - Po prostu zastanawiam się, w co się właśnie wpakowałem – odparł z delikatnym uśmiechem, ale takim… zupełnie innym niż wcześniej. Nie rozumiałem, o co mu chodzi.
        - Co masz na myśli?
        Podniósł nagle na mnie wzrok i przysunął się bliżej mnie, choć i tak siedzieliśmy już blisko. Przez chwilę nic nie mówił, tylko się na mnie patrzył jakimś dziwnym, błyszczącym spojrzeniem.
        - Bo chyba właśnie zakochałem się w chodzącej katastrofie.
        Zamurowało mnie. Zakochał się? We mnie?! Boże, mam nadzieję, że we mnie! Tak przynajmniej wynika z jego słów. Ale… zakochał się? Tak szybko? Już?
        Przez moje ciało przeszło stado dreszczy, kiedy dotarł do mnie sens jego słów. W moim brzuchu chyba jakiś traktor urządził sobie wycieczkę, chociaż chyba powinienem nazwać to uczucie tymi słynnymi „motylkami w brzuchu”. A kiedy nagle delikatnie dotknął dłonią mojej twarzy, zakręciło mi się lekko w głowie i pod wpływem tego dotyku przymknąłem oczy. Wiedziałem, co się zaraz stanie, mimo to jednak poczułem się dziwnie zaskoczony, kiedy Tom delikatnie musnął moje usta. A gdy po prostu zaczął mnie całować tak, jak nikt nigdy mnie jeszcze nie całował, myślałem, że odlecę. Po prostu dostanę skrzydeł i odfrunę sobie do krainy aniołków nazywanej rajem, bo chyba właśnie umarłem.
        Kiedy się odsunął, nie byłem w stanie nic powiedzieć. Wolałem nawet nie otwierać ust, bo na pewno nie wydostałoby się z nich nic więcej niż „eee…” albo jakieś inne nieartykułowane odgłosy. Wolałem milczeć, żeby nie zrobić z siebie jeszcze większego kretyna, zwłaszcza w tej chwili.
        Westchnąłem cicho, nie wiedząc, co się tak właściwie przed chwilą wydarzyło. Boże…! On mnie pocałował! Rany, rany, rany!
        Tak, to takie romantyczne… Pierwszy pocałunek w obskurnej windzie. No tylko fajerwerków i czerwonego wina brakuje.
Spojrzałem na blondyna z szerokim uśmiechem, na on znów przyciągnął mnie do siebie, tak, żebym mógł się do niego przytulić. Nagle zrobiło mi się tak dziwnie błogo i czułem, że chcę zostać w tym ramionach na bardzo długo. A przynajmniej do czasu, gdy kiedyś się zabiję potykając o dywan.


Pomoc przyszła dopiero po półgodzinie. Miny techników były naprawdę komiczne, kiedy zastali nas prawie leżących na podłodze i wtulonych w siebie – a raczej mnie wtulonego w Toma.
Podziękowaliśmy szybko za pomoc i schodami udaliśmy się na nasze piętro. Pożegnałem Toma buziakiem w policzek, ale kiedy znalazłem się przed moim mieszkaniem, musiałem stanąć przed kolejnym problemem.
- Niech to szlag! – wyrwało mi się, kiedy czarna torebka wypadła mi z rąk, a cała jej zawartość rozsypała się na podłodze. Szybko klęknąłem, szukając kluczy, które gdzieś mi się zapodziały, ale ich nie znalazłem.
Jęknąłem zdenerwowany, siadając przed całym tym pierdolnikiem, jaki wysypał się z mojej torby i nie wiedziałem, co mam robić. Chciało mi się płakać z bezsilności. Rany, jaki sadysta zesłał na mnie taki los?! Czy dzisiaj nie mógłby mi już odpuścić? Choć na chwilę?
…Proszę?
Dopiero po chwili pomyślałem, że nie mogę tu przecież siedzieć wiecznie i zacząłem wrzucać wszystko znów do torebki. Kluczy do mojego mieszkania wciąż nie odnalazłem i wątpiłem, że to zrobię, więc po prostu podszedłem pod drzwi Toma. Zapukałem niepewnie.
- Już się stęskniłeś? – rzucił od razu, kiedy tylko otworzyły się przede mną drzwi. Na jego twarzy widniał uśmiech, ale kiedy zobaczył moją nietęgą minę, trochę osłabł. – Co się stało?
- Chyba zgubiłem klucze – wyjaśniłem z lekkim wstydem. – Mogę? – Toma już chyba to niezbyt specjalnie zadziwiło; uniósł jedynie brwi i pokręcił z politowaniem głową, a potem po prostu przepuścił mnie w drzwiach. Zdjąłem szybko buty i popędziłem za nim, kiedy zniknął w salonie. Trzymał w ręku kieliszek i napełniał go jakimś winem, chyba tym samym, które piliśmy ostatnio. Odłożył go za chwilę na stolik, na którym stał drugi, w połowie jednak już opróżniony kieliszek.
- Nie martw się, nie przeszkodziłeś mi w niczym ważnym – rzucił, zupełnie jakby czytał mi w myślach.  Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- A jest coś ważniejszego od upijania się w samotności? –spytałem ze śmiechem, podchodząc do sofy, na której on przed chwilą usiadł. Zająłem miejsce blisko niego i sięgnąłem po swój kieliszek, upijając z niego malutką ilość, kiedy on to zrobił.
- Owszem – odparł z całkowicie poważną miną, choć moje pytanie miało być tylko retorycznym żartem. Uniosłem brwi. – Upijanie się z tobą.
Uśmiechnąłem się szeroko, kręcąc głową. Upiłem większy łyk wina, wpatrując się uparcie w szkło. Serce biło mi nadzwyczajnie szybko przez samą jego obecność.
- Jesteś pewien, że to bezpieczne? – rzuciłem nagle. Blondyn podniósł na mnie pytające spojrzenie.
- Co?
- Picie ze mną – odpowiedziałem ze śmiechem, biorąc tym razem naprawdę spory łyk z kieliszka i prawie już pusty odłożyłem na stół.
- Z tobą wszystko jest niebezpieczne, Bill – odpowiedział, kręcąc głową z politowaniem. Odwrócił się bardziej w moją stronę na sofie, tak, że teraz obaj spokojnie mogliśmy patrzeć sobie w oczy. Á propos oczu! Te jego są tak niesamowite, że zaraz się rozpłynę. Zwłaszcza, kiedy patrzy na mnie nimi w TAKI sposób…
- Nie mam aż takiego pecha jak myślisz – powiedziałem. Tak, Bill, siebie może i oszukasz, ale nie łudź się, że po dzisiejszym dniu Tom uwierzy w tę bajeczkę. Na pewno nie. Jego pełny powątpiewania wyraz twarz doskonale mnie w tym utwierdził. – No, może troszkę…
Wciąż czułem się trochę niezręcznie w jego towarzystwie, dlatego poprosiłem go, żeby dolał mi trochę wina. Musiałem się odrobinę upić, jeśli chciałem rozmawiać z nim bez tego dziwnego skrępowania.
W głowie przez cały czas odtwarzałem nasz pocałunek i słowa, jakie wypowiedział blondyn. No, a przynajmniej skupiłem się bardziej na tej milszej części… Nie chciało mi się w to wierzyć. No, bo jak to? Zakochał się? Po ledwie dwóch dniach znajomości? I to jeszcze we mnie!
A może to z litości? Nie zdziwiłbym się w sumie. Chyba się bał, że sam sobie nie poradzę i nie będzie miał gdzie mieszkać, bo pewnego dnia wyrzucę nasz blok w powietrze. Ze mną w końcu nigdy nic nie wiadomo.
Nie, żebym ja był w stosunku do niego obojętny. Wręcz przeciwnie! Już od chwili, w której go poznałem, poczułem coś, co chyba ludzie nazywają „miętą”. Inna sprawa, że z jego strony bardziej spodziewałem się pokrzyw…
Okej, Bill, weź się w garść. Jesteś już wystarczająco pijany, żeby zachowywać się jak normalny cywilizowany człowiek… Prawda?
Chciałem się odezwać, by przerwać chwilową ciszę, jaka nastała, ale Tom zrobił to pierwszy. I Bogu dzięki, bo inaczej chyba całą noc rozmawialibyśmy jedynie o pogodzie…
- W sobotę robię mini-domówkę u mnie ze starymi przyjaciółmi. Wpadniesz?
Czy wpadnę? Jasne, że tak. Znając siebie zaliczę nawet milion wpadek.
- Czemu nie? - Wzruszyłem ramionami. Nie chciałem mu pokazać, jak bardzo cieszę się tym, że mnie zaprosił, więc po prostu się zgodziłem. Najwyżej Tom będzie udawał, że mnie nie zna, kiedy narobię mu wstydu przed jego znajomymi.
Nie wróciliśmy już do tego tematu i właściwie tak nagle zaczęliśmy rozmawiać o najróżniejszych pierdołach. Było całkiem… miło. Zabawnie. Nie chciałem się przyznać nawet sam przed sobą, że tak naprawdę oczekiwałem, że dojdzie między nami do czegoś więcej albo chociaż powtórzy się sytuacja z windy, ale nic takiego się nie stało i nic nie zapowiadało tego, żeby mogło się to zmienić. Po prostu siedzieliśmy bardzo blisko siebie na sofie, pijąc wino, które w końcu dodało mi odrobiny odwagi i rozmawialiśmy o najmniej istotnych rzeczach.
Nie wiedziałem, czy ten wcześniejszy pocałunek był może jednak tylko zwykłym żartem, czy on po prostu zamierza zachowywać się teraz jak cnotka niewydymka, ale nie miałem zamiaru tak tego pozostawić. Po czwartym kieliszku wina byłem już wystarczająco odważny (albo raczej pijany…), by wziąć sprawy w swoje ręce.
Wstałem trochę chwiejnie z sofy, przy okazji strącając ze stolika kieliszek. Na szczęście był pusty, więc nie przejąłem się tym specjalnie. Stanąłem przed Tomem i po prostu wdrapałem mu się na kolana. Widziałem, że trochę się zdziwił taką nagłą zmianą, mimo to od razu objął mnie w pasie i przycisnął nasze ciała bardziej do siebie. Przysunąłem swoją twarz bliżej jego i delikatnie musnąłem jego usta, a potem po prostu się w nie wpiłem. Od razu zaprosił mnie do środka.
Nie wiem, czy on tak perfekcyjnie całuje, czy może po prostu cały tak na mnie działa, ale powoli zaczynałem mieć mały problem w spodniach. I w tej sytuacji odpowiednim wydawałoby się po prostu się go pozbyć, ale nie wiedziałem, czy mam na tyle odwagi, by to zrobić.
Wino ma.
Oderwałem się od jego ust i sturlałem się z jego kolan na kanapę, sięgając po dopiero co otwartą butelkę wina. Nie fatygowałem się, by nalać go sobie do kieliszka tylko najzwyczajniej w świecie piłem z gwinta. Kiedy oderwałem się od szyjki butelki, pozostała w niej może połowa zawartości.
Modliłem się w tamtym momencie, żebym nie puścił po tym pawia.
- Ty to masz spust – skomentował Tom ze śmiechem. Chyba zaczynał już za mną tęsknić, bo przyciągnął mnie do siebie za tyłek, przez co trochę straciłem równowagę. Jęknął cicho, gdy na niego upadłem, strącając nas przy okazji z sofy. Cóż, na podłodze też wygodnie….
- Tooom… - mruknąłem, niezdarnie wspinając się z powrotem na kanapę, ale nie udało mi się. Z cichym jękiem opadłem tuż obok Toma. Zaczynałem już czuć, że wypite wino daje się nieźle we znaki, ale to nie powstrzymało mnie zbytnio od delikatnego pocałunku w usta blondyna. Ten chwycił mnie za biodra i podciągnął tak, że teraz leżałem na nim.
Alkohol sprawił, że nie czułem się ani trochę niezręcznie, kiedy zacząłem się o niego sugestywnie ocierać. On objął moją twarz swoimi dłońmi i całował mnie zachłannie, podczas gdy ja już dobierałem się do jego gaci.
Nie zdążyłem tak właściwie zrobić nic, bo chwycił mnie nagle za ręce i delikatnie z siebie zrzucił. Leżałem chwilę na podłodze, z niezrozumieniem wpatrując się w Toma, który z powrotem zapinał swój rozporek.
- Co jest, ej? – wyjęczałem zawiedziony. Nie chce mnie? Już mu się nie podobam?! Jeszcze niedawno sam mnie całował!
Spojrzałem na niego rozdrażniony, nic nie rozumiejąc. On jakby udawał, że nie słyszał mojego pytania i po prostu podniósł mnie z podłogi, zmierzając do jakiegoś pokoju. Niesie mnie do sypialni? Czyli jednak woli tak romantycznie?
Mi tam pasowała podłoga…
Rzucił mnie na łóżko, a potem sam zniknął na chwilę w łazience. Pomyślałem, że przez ten czas się rozbiorę – po co dodawać mu więcej roboty. Wrócił jednak dopiero po około dziesięciu minutach i od razu położył się obok mnie.
- Tom… - Natychmiast do niego dopadłem i przytuliłem się do jego torsu. Objął mnie ramieniem i złożył pocałunek na mojej głowie. – Co będziemy robić?  - spytałem głupio. Bill, ty idioto! Działaj, a nie pytaj!
- Teraz będziemy spać – odpowiedział Tom, co od razu wybiło mnie z rytmu.
- Spać? – spytałem zdezorientowany. Ale że jak to? Leżę tutaj nagi i chętny, a on po prostu chce spać?
- A co chciałbyś robić? – spytał poważnie. Naprawdę, nie było w tym żadnego podtekstu.
A ja… No nie wiem, co chciałbym robić z nagim, cholernie seksownym facetem, z którym właśnie leżę w ogromnym łóżku. Naprawdę nie wiem. Chyba jednak jestem jeszcze zbyt trzeźwy…
- Spać – odpowiedziałem naburmuszony i po prostu odwróciłem się plecami do niego. To wino chyba jednak nie pomogło…




6 komentarzy:

  1. Ajj, co tak krótko? :D Czuję niedosyt^^

    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. A zapowiadało się tak... fajnie xD Hm... jestem bardzo ciekawa czemu Tom nie pozwolił Billowi na więcej, czy to dla niego za wcześnie, za krótki czas po rozstaniu czy coś jeszcze innego. No nic... mam nadzieję, że Bill się też chociaż troszeczkę ogarnie z tym swoim pechem, chociaż to takie słodkie w jego wykonaniu. No i czekam na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze.. a więc podoba mi się ten wesoły akcent tego opowiadania! :D
    A wieczny pech Billa dodaje mu serio takiego.. uroku, a nawet słodkości. Taka malutka niezdara potrzebująca swojego opiekuna - w tym przypadku Toma.
    Aż dziwne, że Tom nie chciał niczego więcej od Billa.. (A tak bardzo mam ochotę na taką scene :((( ) Najpewniej dlatego, że był po dość sporej dawce alkoholu. Przynajmniej tak liczę. Po raz kolejny rzecze sporej dawki weny i by szybko pojawiła się kolejna część! :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciężko mi na razie coś bardziej konstruktywnego napisać, bo to dopiero 3 odcinek, jedyne co mogę stwierdzić to, że Bill albo miał fatalny dzień, albo ma życiowego pecha, a Tom zachowuje się nie jak Tom, i to może oznaczać, że albo Bill go nie interesuje w ten sposób albo właśnie przeciwnie Bill mu się spodobał i nie chce potraktować go instrumentalnie. W każdym razie zobaczymy jak to będzie dalej. Czekam na kolejny odcinek, jednego jak i drugiego opowiadania.
    Buziaczki i dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Upewnię Cię, że nie publikujesz tego bezsensownie ;)
    A ja zazwyczaj nie pisze komentarzy! Więc widzisz, jaka jestem zdesperowana? ;-;
    Czekam na ten nowy odcinek już od miesiąca, czekam, czekam i się nie mogę doczekać. Zapowiada się tak super a tu klops - nie ma dalej. ;-;
    Ogólnie liczę, że Bill taki pechowy narwaniec a Tom romantyk który będzie go traktował jak księżniczkę itd. Aczkolwiek nie wiem ;-; bo nie ma dalszej części ale póki co bardzo mi się podoba.
    Pozdrawiam i dobranoc

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz co jest wkurwiające? Nigdy niczego nie kończysz. JAK SIĘ ZA COŚ BIERZESZ TO ROB JEDNO NA RAZ. Nigdy nie potrafiłaś kończyć opowiadań. Pierdolę coś takiego, żałosne.

    OdpowiedzUsuń