Dzisiaj krótko, bo nie ukrywam, że ostatnio z lekkim trudem przychodzi mi pisanie tego opowiadania.
Przy okazji chciałam was zaprosić na wattpada, gdzie zaczęłam publikować opowiadanie, które nie jest fanfiction. Jest bardziej czymś opartym na faktach z mojego życia. Link >>tutaj<<
Miłego czytania.
Otworzenie
oczu następnego dnia było dla mnie największym wyzwaniem w całym moim pechowym
życiu.
Już
drugi dzień z rzędu obudziłem się z bólem głowy i to wszystko przez tego
cholernego Buszmena. On mnie wpędzi w alkoholizm! Zresztą jestem pewien, że to
właśnie on przynosi mi tego pieprzonego pecha. Tak, racja, wcześniej też byłem
życiową ofiarą, ale nigdy nie obudziłem się z kacem wielkości Mount Everest,
leżąc na nagim facecie, którego znałem jedynie dwa dni.
Kiedy
to w końcu dotarło do mojego biednego skacowanego mózgu, znieruchomiałem.
Cholera, on był nagi! Zresztą ja też. To znaczy… Ja miałem na sobie chociaż
gacie, jedyną rzecz podtrzymującą teraz moją godność – w przenośni i dosłownie
– ale nie byłem pewien, czy on też. Do tego do mojej umierającej głowy, którą z
chęcią bym sobie w tej chwili odrąbał nawet tępą siekierą, zaczęły napływać
zapomniane informacje z poprzedniego dnia, przez co od razu zarumieniłem się po
cebulki włosów. Zerknąłem badawczo w stronę Toma. Spał! Jestem uratowany!
Podniosłem
się delikatnie z Dredziarza i po prostu usiadłem obok niego na łóżku, bo… No,
chociaż było mi wstyd po tym, co wczoraj pięknie odwaliłem, to głupio było mi
teraz tak po prostu wstać i wyjść.
Boże,
zachowuję się, jakby doszło do nie wiadomo czego. Dramatyzujesz, Bill! Bądź
facetem choć raz w swoim życiu!
- Dzień
dobry – usłyszałem zaspany głos za swoimi plecami i moje serce od razu zaczęło
bić mocniej. Cholera, jak ja mu spojrzę
w twarz…? Z bycia facetem chyba nici.
- Cześć
– odparłem cicho, mimo woli odwracając się w jego stronę. Czekałem. Sam nie
wiem, na co. Chyba liczyłem, że jakimś cudem nagle stąd wyparuję i teleportuję
się do mojego mieszkania, żeby uniknąć wstydu, jaki perfekcyjnie odmalowywał
się na mojej twarzy. Ale niestety nic takiego się nie stało (a może stety, bo
gdyby coś takiego się wydarzyło, szukałbym właśnie dla siebie jakiegoś dobrego
szpitala psychiatrycznego) i nie wiedząc, co mógłbym ze sobą zrobić, zacząłem
zbierać swoje ubrania porozrzucane po całym pokoju.
- Zjedz
ze mną śniadanie, zanim mi uciekniesz – odezwał się blondyn, kiedy siedziałem
już w pełni ubrany, a on dopiero co postanowił wygrzebać się z łóżka. Miałem
głupie wrażenie, że przez cały czas mnie obserwował.
Kiedy
bezceremonialnie zrzucał z siebie kołdrę, odruchowo zamknąłem oczy i w
przerażeniu wstrzymałem powietrze w płucach. No bo… Cholera, co, jeśli był
nagi? Jeszcze niepotrzebnie bym się podniecił. Czy coś…
Na moje
(nie)szczęście miał na sobie bokserki. Okej, moja psychika jest bezpieczna. I
jego przyjaciel też. Zarzucił na siebie jedynie szlafrok i powędrował od razu
do kuchni, nawet się za mną nie oglądając.
- Na co
masz ochotę? – spytał, stojąc przed otwartą lodówką, kiedy pojawiłem się w
pomieszczeniu. Przeszło mi przez myśl, by odpowiedzieć mu „na ciebie”, kiedy
tak na niego patrzyłem, ale wtedy chyba już na pewno nie spojrzałbym mu w
twarz. Ani nawet w tyłek. Nie, że się patrzę…
- Może
być cokolwiek. – Wzruszyłem ramionami, a on zabrał się za przygotowywanie
gofrów.
Usiedliśmy w salonie, który jakoś
wyjątkowo lubiłem; to chyba przez ten wystrój. Był urządzony naprawdę
efektownie i wydawało mi się, że było w nim trochę kobiecej ręki. Albo
gejowskiej…
Siedzieliśmy tak, jedliśmy i w
sumie nie rozmawialiśmy za bardzo. Wbrew pozorom nie było między nami tej typowej
„niezręcznej ciszy”, po prostu było… no, cicho. Tak normalnie. W sumie poczułem
się nagle jakoś tak dobrze w tej sytuacji, bo… Do tej pory nie miałem z kim
zjeść śniadania i po prostu pomilczeć. Nie miałem bliskich przyjaciół ani nigdy
nie byłem jakoś specjalnie towarzyski. A tutaj nagle pojawia się taki Buszmen,
który ze swoimi włosami wygląda jakby wyrwał się z dżungli, z którym zdążyłem
utknąć już w windzie i kilka(set) razy najeść się wstydu. A teraz jemy razem
śniadanie.
Dopiero
w momencie, w którym wkładałem do ust ostatni kawałek gofra, przypomniało mi
się o tym, że istnieje coś takiego jak praca. I że właśnie powinienem w niej
być.
Prawie
zwaliłem talerz na podłogę, kiedy w popłochu poderwałem się z sofy. Oczywiście
bez tego nie byłbym sobą… Tom zerknął na mnie niezrozumiale, przestając na
chwilę jeść.
- Praca
– rzuciłem. – Cholera! Gdzie moja torba?! Muszę iść się umyć, przebrać, zrobić
makijaż… - zacząłem wymieniać, krążąc nerwowo w poszukiwaniu swojej torby. Jestem
pewien, że ją tutaj wczoraj zostawiłem! Latając tak po całym salonie omal się
nie zabiłem, kiedy potknąłem się o… - O, znalazłem.
- Bill…
- Jezu,
spójrz, jak ja wyglądam – jęknąłem żałośnie. – Muszę się ogarnąć.
- Bill…
- No
tak! – Pacnąłem się otwartą dłonią w czoło. Klucze! Zgubiłem wczoraj klucze… Co
ja teraz zrobię!?
- BILL!
Pogrążając się w swoim lamencie właściwie nie zauważyłem, że Tom coś do mnie gada. Stanąłem przed nim jak wryty, kiedy wykrzyczał moje imię i spojrzałem na niego zły, że przerywa mi moje użalanie się.
Pogrążając się w swoim lamencie właściwie nie zauważyłem, że Tom coś do mnie gada. Stanąłem przed nim jak wryty, kiedy wykrzyczał moje imię i spojrzałem na niego zły, że przerywa mi moje użalanie się.
- Co? A
ty w ogóle zamierzasz tak siedzieć? Ruszyłbyś się, jesteśmy spóźnieni!
-
Dzisiaj mamy wolne – odparł spokojnie.
- O
czym ty gadasz? Jest środek tygodnia!
Westchnął.
- Chyba
o czymś zapomniałeś.
Uniosłem
brwi i spojrzałem na niego niezrozumiale.
-
Zadzwonię zaraz do mojej matki. Da sobie radę sama, i tak nie ma teraz za dużo
do roboty – wyjaśnił.
-
Jesteś pewien? – zawahałem się, choć czułem już, jak się rozluźniam. Nie
chciałem wykorzystywać tego, że Tom jest synem mojej szefowej, ale skoro
nalegał…
- Tak. –
Uśmiechnął się.
- Okej.
– Odetchnąłem z ulgą. Za chwilę znowu się spiąłem, bo to wciąż nie rozwiązywało
mojego problemu: - Nadal nie wiem, gdzie są moje klucze. A muszę się umyć,
przebrać, pomalować… - Znów zacząłem wymieniać i udałem, że nie widzę, jak Tom
wywraca oczami. Cholerny Buszmen! On nie musi dbać o tę swoją szopę na głowie i
nie wie, co to prawdziwe problemy!
-
Możesz to zrobić tutaj – przerwał mi. – Co prawda nie mam żadnych kosmetyków,
ale mogę dać ci jakieś ubrania. Posiedzisz tu sobie trochę ze mną, a potem
poszukamy twoich kluczy. Co ty na to?
Cholera,
on jest zbyt miły. Skąd on się urwał?
*
Wieczorem
byłem już w swoim mieszkaniu. Przez cały dzień o dziwo mój pech nie dawał się
tak bardzo we znaki, za co dziękowałem niebiosom. A klucze? Były w mojej
torebce. Przez cały, cholerny cza…
O rany!
To spisek! Cholerny drań! Już ja mu pokażę…
Podniosłem
się szybko z łóżka, w którym już leżałem i trochę się chwiejąc (mówiłem, że on
chce wpędzić mnie w alkoholizm) nawinąłem na siebie pierwsze lepsze ubrania.
Krótką chwilę potem stałem już pod drzwiami Toma.
Otworzył
mi prawie od razu.
-
Ukartowałeś to! – krzyknąłem. – To ty zabrałeś mi klucze, podstępny draniu! –
mówiłem, wbijając oskarżycielsko palec w jego klatkę piersiową. W sumie nie
byłem na niego zły. W pewien sposób to, co zrobił, wydawało mi się urocze, no
bo… To chyba znaczyło, że chciał spędzić ze mną czas.
Ale i
tak jest draniem!
Nie odpowiedział
mi. Uśmiechał się tylko półgębkiem, kompletnie nic nie mówiąc. Ja wciąż
patrzyłem na niego naburmuszony, czekając, aż coś powie. Zamiast tego on tylko
przybliżył się do mnie powoli, chwytając moją twarz w swoje dłonie. Delikatnie
musnął moje wargi, pogłębiając po chwili pocałunek.
-
Dobranoc – powiedział cicho z uśmiechem, kiedy się ode mnie odsunął, a potem po
prostu zniknął w swoim mieszkaniu, zamykając mi drzwi przed nosem.
-
Cholerny drań! – krzyknąłem, uderzając pięścią w jego drzwi.
Uśmiech
nie schodził mi z twarzy.
Jeeej! To opowiadanie jest takie mega pozytywne... :> Aż mimowolnie się uśmiecham jak to czytam pomimo, że jakoś specjalnie mi nie jest do śmiechu...
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa jak to się dalej potoczy no i przede wszystkim to życzę Tobie weny, no bo zawsze się może przydać :>
Tom to cwana bestia, a jak już mu się ktoś spodoba to zrobi wszystko, żeby omotać tę osobę i biedny Bill jest właśnie w takiej sytuacji, ale może przy okazji Tom zdejmie z niego tego nieustającego pecha.
OdpowiedzUsuńŚwietny odcinek. Czekam na ciąg dalszy. Buziaczki :*
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział czegokolwiek... Wracaj do nas ❤️
OdpowiedzUsuń~Queen T
Powiem tak: kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńGdzie następny odcinek? Gdybym mogła to na drugim blogu też bym napisała to pytanie no ale nie mam jak bo nie ma tej opcji w komentarzach tak jak tutaj więc piszę tu. Na tamtym blogu nie ma od dłuższego czasu odcinka niż tu no ale tu też już trochę nie ma. Mam nadzieję że zobaczę w najbliższym czasie jakiś odcinek na którymś z blogów. Pozdrawiam i całuje
OdpowiedzUsuńHej będzie ciąg dalszy??
OdpowiedzUsuńHej nie mogę się doczekać ciągu dalszego super opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń