wtorek, 26 sierpnia 2014

[PROLOG] Sąsiad

Nie było mnie tu masę czasu, przepraszam.
Poprzednie opowiadanie zostaje zawieszone, teraz ruszam z kolejnym. Nie będzie ono zbyt długie.
Coś mi się popieprzyło z układem, nie zwracajcie na to uwagi.
Liczę na wasze opinie.
-------------------------


I znów musiałem taszczyć te cholernie ciężkie torby!
Nie dość, że najpierw porządnie się namęczyłem, by je po pierwsze spakować i postarać się nie zapomnieć o najważniejszych rzeczach, takich jak na przykład lakier do paznokci, balsam do rąk, czy też moja ukochana prostownica, po drugie, znieść to wszystko z samej góry na sam dół, przy czym poświęcić musiałem mojego biednego paznokcia, bo oczywiście winda musiała zepsuć się akurat w tej chwili, a nie innej, to teraz jeszcze muszę to wtaszczyć na dziesiąte piętro tego jakże ogromnego budynku. Chyba się załamię, jeżeli okaże się, że nie ma tu żadnej windy, naprawdę.
W każdym razie stałem tu sobie spokojnie, wpatrując się błagalnym wzrokiem w jedno z okien, które od dzisiaj należeć miały do mnie. No, wprawdzie nie tylko do mnie, także do właściciela tego budynku, ale... Są moje i kropka.
Wpatrywałem się tak w nie i wpatrywałem, wbijając wzrok w MOJE okna, tak mocno, ze aż dziwiłem się, że jeszcze nie pękły. Nie wiem, co mi to patrzenie dało, bo torby nadal tkwiły w moich rękach, a ja nadal stałem na parkingu w tym samym, tak dalekim od mojego celu, miejscu.
Ostatni raz zerknąłem w stronę okien i ciężko wzdychając, podniosłem z ziemi te nieszczęsne torby, kiwając się na wszystkie strony z przeciążenia. Wszedłem jakoś do środka, wzrokiem panicznie szukając windy. Tu nie ma, tu nie ma... Jest! Jestem uratowany!
Niemal podbiegłem do źródła mego ratunku wciskając jakieś dziesięć tysięcy razy duży przycisk. Odczekałem chwilę, ale winda nie jechała. Ani rusz. Nawet szumu nie słyszałem.
Pewnie ktoś ją zatrzymuje na górze... Ja to mam pecha.
Kilka razy przywaliłem załamany głową w drzwi windy przeklinając moje szczęście. Za którymś razem zabolało mocniej.
- Au! - warknąłem wściekły i potarłem bolące miejsce na czole. Świetnie, teraz do tego wszystkiego będę miał dużego, wstrętnego guza. Wspominałem już, że mam pecha?
Przycisnąłem ten cholerny guzik jeszcze kilka razy, licząc, że winda w końcu się ruszy. Nic. Minęło może kilka minut, a ta dalej nie jechała. Przekląłem szpetnie pod nosem, waląc pięścią w przycisk. Wciąż nic.
Uniosłem głowę ku górze, patrząc błagalnie w popękany, obdarty sufit ozdobiony kolorową pleśnią. Fuj.
Dlaczego ja?!
Gdy moja głowa powróciła na dół, mój wzrok napotkał na swojej drodze jakiś biały kwadracik. Wróciłem spojrzeniem w to miejsce i dostrzegłem...


UWAGA!
Winda została zamknięta z przyczyn technicznych.
Za utrudnienia przepraszamy.

No zajebiście. Wspaniale wręcz!

Bezradny udałem się więc w stronę schodów, mijając po drodze drugą windę. Moja prawa noga spoczęła już na pierwszym schodku, gdy nagle coś mi zaświtało. Zaraz...
Druga winda?!
Odwróciłem się gwałtownie w jej stronę licząc, że to przypadkiem nie żadne halucynacje z przemęczenia. Tak! Była tam! A więc jednak jestem uratowany! Znów podniosłem torby i doszedłem do windy jak pingwin. Chyba śmiesznie to musiało wyglądać... W końcu i tak byłem ubrany na czarno-biało. Od dzisiaj jestem Pingwin!
Winda przyjechała, a w niej ktoś był. Przez niewyraźnie okienko zauważyłem, że ta osoba ma na głowie niezłą szopę i zieloną czapkę z daszkiem. No, czas poznać sąsiada...
Drzwi się otwarły i przywitał mnie zdziwiony wzrok tego buszmena, który swoją drogą wyglądał tak, że... O matko. Cholera, Bill, tylko nie zacznij się ślinić!
Winda najwidoczniej zamierzała go w sobie zachować, bo drzwi się już prawie zamknęły, ale buszmen w ostatniej chwili zrobił duży krok w przód, nadal patrząc na mnie dziwnie. Świdrował mnie wzrokiem, jakby próbował rozszyfrować jakiej jestem płci. Trochę mnie to irytowało, ale nic po sobie nie pokazałem, bo sam wgapiałem się w niego co najmniej jak w ciastko czekoladowe.
- Ee... Dzień dobry? - pierwszy się odezwałem. A co, będę tym odważnym!
- Dzień dobry - odparł, chrząkając. Zreflektował się i w końcu przestał mierzyć mnie od stóp do głów, jakbym był przybyszem z innej planety. - Wprowadzasz się tu? - spytał, patrząc ciekawie na moje torby. Przytaknąłem. - Może pomogę ci z tymi tobołami?
Spojrzałem na niego jak na zbawiciela. Tak, błagam, weź to cholerstwo ode mnie! Wiesz, ile waży moja cała garderoba?! Nawet samej mojej kosmetyczki nie jestem w stanie unieść jedną ręką! Nareszcie pomęczy się ktoś inny...
- Naprawdę mógłbyś? - spytałem z grzeczności. Chłopak, na oko dwudziestoletni, zaśmiał się tylko serdecznie, zabierając mi z rąk torby. Uniósł je bez kiwnięcia palcem, na co patrzyłem z niedowierzaniem. Albo on jest jakimś cholernym strongmanem, albo to ja jestem naprawdę słaby!
- Na którym piętrze mieszkasz? - Wszedł do windy, a ja podążyłem za nim.
- Dziesiątym.
- O, ja też! - odparł z uśmiechem, wciskając przycisk z numerem naszego piętra. Próbowałem ukryć swój entuzjazm, że będę mieszkał obok takiego przystojniaka... Znaczy... no. Nie, że mi się podoba! Nie lubię buszmenów!
Drzwi windy otworzyły się, co wyrwało mnie z zamyślenia. Ruszyłem do swojego nowego mieszkania, wyciągając klucze z kieszeni. Chłopak szedł za mną i cholernie irytowało mnie to, że ani razu nawet nie sapnął, niosąc mój bagaż. Głupi mięśniak!
Wszedłem do mojego nowego królestwa. Widok, jaki tam zastałem, pozytywnie mnie zaskoczył. Nie były to jakieś luksusy, ale szczerze mówiąc, spodziewałem się większego syfu przy tak niskim czynszu. Pierwsze swoje kroki skierowałem do łazienki; koniecznie musiałem skontrolować, jak duże jest moje lustro. Ku mojej uciesze, zajmowało pół ściany, co raczej powinno mi wystarczyć. Wróciłem do przedpokoju, gdzie stał... Właściwie jak on ma na imię?
- Nie przedstawiłem się, wybacz. - Zaśmiał się i podał mi dłoń, zupełnie, jakby czytał mi w myślach, co odrobinę mnie zaskoczyło. - Jestem Tom.
- Bill - odparłem, próbując złapać oddech. Mamo, jakie on ma oczy! Musiałem w nie spojrzeć?!Bill, oddychaj, bo odpłyniesz! Pamiętaj: wdech, wydech! - Miło mi cię poznać.
- Mi również - powiedział, schylając się, żeby pocałować moją dłoń. Zaraz zejdę na zawał! Matko, ale on wie, że nie jestem dziewczyną?! Bo na geja mi nie wygląda... Wdech, wydech, Bill! Nie zapominaj! - Może wpadniesz do mnie na kawę, jak już się zadomowisz? Też mieszkam sam, tutaj obok, mój... - zawahał się, co wyraźnie dostrzegłem - kumpel wyprowadził się kilka tygodni temu i jest mi samemu strasznie nudno...
- Jasne, wpadnę do ciebie za godzinę - wydusiłem z siebie z trudem, na co mój towarzysz jedynie się zaśmiał, zasalutował mi i ruszył do wyjścia.
- To do potem - powiedział jeszcze, zanim zamknąłem za nim drzwi i pędem pobiegłem do łazienki, wyciągając wcześniej z jednej z toreb ogromną kosmetyczkę.
Pieprzyć bagaże, muszę zrobić się na bóstwo!

3 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie. Nawet i bardzo.
    W sumie to nie ma co więcej mówić, bo to tylko Prolog.
    Ale tak czy inaczej będę z przyjemnością czytać następne części ^^
    Pozdrawiam i weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Te rozmyślania Billa mnie rozwalają xD Zwłaszcza na temat Toma. I swojego wyglądu.
    Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Pieprzyć bagaże, muszę zrobić się na bóstwo!" hahah XD to mnie rozwaliło i te komentarze Billa na temat wyglądu Toma, "buszmen" XD hahah. Zapowiada się naprawdę ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń