sobota, 27 września 2014

Prolog

Miłego czytania, dziękuję z góry za każdy komentarz!

Powrót do domu po sześciu tygodniach pobytu w szpitalu na oddziale psychiatrycznym był dla niego prawdziwą katorgą. To miejsce było dla niego idealną ucieczką, kochał siedzieć nocami na parapecie okna w swojej sali i podziwiać widok na głęboki, zielony las, nad którym świecił srebrzysty księżyc, wtórujący jego melancholijnemu nastrojowi. Mógł oddać się całkowicie temu spokojowi, jaki tam miał; żadnego hałasu, czasem słyszał tylko kroki przemieszczających się po oddziale ludzi. Mimo, że kazali mu jeść i karmili go ciągle lekami, które z początku go jedynie otępiały, chciał tam zostać. I choć nie lubił obecnych tam ludzi, byli oni wiele lepszymi osobami od tych, z którymi ma do czynienia na codzień. W pewnym sensie część z nich była taka sama jak on - zimna, skrzywdzona, pozbawiona wyższych uczuć i jakiegokolwiek sumienia. Inna część zbyt otwarcie okazywała swoje emocje, płacząc przy każdej możliwej okazji; nie lubił takich ludzi. Być może dlatego, że zazdrościł im tej resztki człowieczeństwa, jaka im została. Nienawidził też obrzydliwie miłego personelu - sztuczne uśmiechy, jakimi częstowali go psycholodzy tylko bardziej go dobijały.  Mimo wielu niedogodzeń, polubił to miejsce, choć często omijał spotkania grupowe i opuścił kilka rozmów z psychologiem, przez co chcieli zatrzymać go na dłużej - niestety nie zgodziła się na to Simone, matka czarnowłosego chłopaka. Bill nie miał w tym nic do gadania. Zresztą, kto o zdrowych zmysłach chciałby zostawać w szpitalu psychiatrycznym? Wolal się do tego nie przyznawać.
- Bill? Mama już po ciebie przyszła, nie zapomnij niczego. Miałeś już ostatnią rozmowę z psychiatrą? - W drzwiach stanęła niziutka ciemnowłosa kobieta, która była psychologiem prowadzącym chłopaka od początku jego pobytu w szpitalu. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, na co czarnowłosy tylko cicho prychnął. Odwrócił od niej wzrok i kiwnął głową w odpowiedzi.
- Świetnie. Twoja mama zabrała już wypis, czeka na ciebie na korytarzu. Jesteś wolny. Do widzenia - rzuciła, jeszcze raz się do niego uśmiechając. Kiedy nareszcie wyszła, Bill wstał i pozbierał wszystkie swoje rzeczy, których jeszcze nie spakował i poupychał je w kieszeniach. Poprawił fryzurę dłonią i wyszedł, rozglądając się za matką.
- Synku, tak się cieszę, że nareszcie wychodzisz! - Simone wręcz rzuciła się na swojego syna, gdy tylko go dostrzegła. Bill, chwiejąc się, lekko ją przytulił i odsunął się na bezpieczną odległość. - Tak dawno cię nie widziałam! Dlaczego nie chciałeś, żebym cię odwiedzała? Przecież wiesz, że mogłabym przyjeżdżać codziennie, to żaden problem. A... 
Coś jeszcze do niego mówiła, ale już nie słuchał. Wyłączył się jak zwykle i włożył słuchawki w uszy, puszczając swoją ulubioną muzykę. Widział, że przez całą drogę do samochodu matka wciąż coś gadała, ale ani myślał jej słuchać. Nie znosił jej paplaniny. 
W połowie drogi do domu chyba wreszcie zauważyła, że jej nie słucha, bo wyrwała mu słuchawki i spojrzała na niego naburmuszona. 
- Bill, czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię?
Kiwnął głową. Simone westchnęła.
- Mówiłam, że jadę teraz coś załatwić w pracy i odwiozę cię pod dom. Gordona nie ma, wyjechał do Niemiec na jakiś czas. Dam ci klucze. Poradzisz sobie?
- Dlaczego miałbym sobie nie poradzić?
Jego rodzicielka odwróciła od niego wzrok, wpatrując się w drogę przed sobą. Billowi wydawało się, że posmutniała.
- Po prostu... martwię się o ciebie. Po tym, co zrobiłeś... 
- Mówiłem, to nic.
- Targnięcie się na swoje życie to według ciebie nic?! Bill, nawet nie wiesz, jak się bałam, że cię stracę! - krzyknęła rozpaczliwie, nadal jednak na niego nie patrząc. Zbierało jej się na płacz; każda myśl o tym, że gdyby nie zwolnili jej tego dnia wcześniej z pracy... Nie była w stanie nawet sobie wyobrazić, co by wtedy zrobiła.
- Przecież masz jeszcze Toma - prychnął. Simone rzuciła mu tylko rozżalone spojrzenie i już więcej się nie odezwała. Jechali w całkowitej ciszy; Billowi odechciało się nawet słuchać muzyki. Jego myśli krążyły teraz w okół Toma - jego brata bliźniaka, którego nie widział od czasu rozwodu rodziców i wyprowadzki do Francji. Nie mieli ze sobą kontaktu przez ponad rok. Ponad rok, podczas którego w życiu Billa wydarzyło się tak wiele... Ponad rok, podczas którego zmienił się w pozbawioną uczuć istotę.
- Halo, wysiadaj. - Z zamyśleń wyrwała go Simone, machająca mu kluczami przed twarzą. Wziął je z cichym prychnięciem i ociężale wysiadł z samochodu. Ten pobyt w szpitalu strasznie go osłabił. - Później przyniosę ci z auta twoje rzeczy.
Kiedy tylko wszedł do domu, od razu skierował swoje kroki do łazienki. Zamknął za sobą drzwi, przekręcając w nich zamek i usiadł pod nimi na zimnych kafelkach, dokładnie tak, jak wtedy. Wbił wzrok w podłogę, w dokładnie to samo miejsce, w którym jeszcze sześć tygodni wcześniej lśniła ogromna kałuża szkarłatnej krwi. Choć teraz nie było po niej żadnego widocznego śladu, Bill miał wrażenie, jakby wciąż tam była, tak samo świeża i lśniąca. Uśmiechnął się kpiąco na to wspomnienie. Podciągnął rękaw lewej ręki i spojrzał na swoje szyte rany; wyglądały okropnie. Były naprawdę głębokie i dziwił się, jakim cudem udało im się go w ogóle odratować, biorąc pod uwagę także to, że dla zwiększenia efektu wziął dwadzieścia silnych tabletek nasennych.
Chwilę jeszcze tak posiedział, po czym  skierował się do kuchni. Odczuwał głód, więc żeby zniwelować to uczucie chciał napić się zwykłej wody. Nie chciał jeść. 
Kiedy tylko przekroczył próg pomieszczenia, do którego zmierzał, od razu oniemiał. Oparty o blat, pod oknem, stał Tom we własnej osobie palący papierosa i uśmiechający się do niego delikatnie. Zamrugał kilkakrotnie, nie mogąc uwierzyć oczom. Szybko próbował ukryć widoczne zdumienie na jego twarzy. Rzucił jedynie w jego stronę kpiący uśmieszek i nie odzywając się, nalał sobie wody do szklanki.
- Nie przywitasz się? Po takim czasie? - zwrócił mu uwagę Tom, podchodząc do niego. Wyciągnął w jego stronę paczkę papierosów. Bill z ogromną ulgą przyjął jednego, wciąż jednak mierząc brata kpiącym spojrzeniem. Wreszcie mógł normalnie zapalić, a nie czaić się w szpitalnym kiblu, do tego bez zamka! To był kolejny minus tego miejsca.
- Co tu robisz? - spytał zimno. Ten chłód widocznie przeraził jego brata, bo aż odsunął się od niego o krok. Uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Przyjechałem, nie widać? Zostaję na trzy miesiące. Mama ci nie mówiła?
- Nie.
Zacisnął zęby, notując sobie w myślach, że musi poważnie porozmawiać z matką.  Odpalił swojego papierosa, z przyjemnością zaciągając się dymem. Zrobiło mu się trochę słabo, bo dawno nie palił. Usiadł.
- Myślałem też, czy nie zostać z wami na stałe.
Czarnowłosy zakrztusił się dymem. Spojrzał na Toma wrogo i rzucił:
- W takim razie ja wracam do Niemiec.
- Nadal się o to boczysz...? - spytał niepewnie.
- Nie, Tom. Już nic do ciebie nie czuję. Nic - rzucił bez cienia emocji. Patrzył pusto przed siebie, zaciągając się papierosem. 
Tom spojrzał na niego zaskoczony. Jego zachowanie coraz bardziej go dziwiło. Jednego był pewien - to nie był już ten sam Bill, który rok temu płakał, kiedy ich rozdzielali. To nie był ten sam Bill, z którym zawsze śmiali się i żartowali z nawet najbardziej poważnych tematów, to nie był ten sam Bill, który od wielu lat był nieszczęśliwie zakochany w swoim własnym bracie bliźniaku. To nie był ten sam Bill, dla którego mógłby oddać życie.
- Co się z tobą stało? - szepnął ze smutkiem w głosie. Nagle coś mu się przypomniało. 
- Dlaczego chciałeś się... zabić?
- Nie twoja sprawa - odparł wymijająco. - Spróbuj drążyć ten temat, a zgaszę ci fajkę na mordzie.
- Bill...
- Skoro tak bardzo chcesz tu zostać, zachowuj się tak, żebym zapomniał, że tu jesteś. Jeszcze ciebie mi tu brakowało... - przerwał bratu, rzucając mu ostatnie wyniosłe spojrzenie, zanim wyszedł z pomieszczenia, zostawiając w nim osłupiałego bliźniaka. 
Tom pokręcił głową z niedowierzaniem. On nigdy wcześniej taki nie był. Nigdy. Czy to przez niego...? - zastanowił się chwilę. Nie, to niemożliwe. Kochał go przecież od wielu lat i już dawno raczej pogodził się z tym, że Tom po prostu nie mógł tgo odzwajemnić, nie w ten sposób. Musiał być inny powód... Może kogoś tu poznał? Ktoś go odrzucił? Nie, to też odpada. Bill nie załamałby się po takim czymś. Wiedział, że ktoś naprawdę musiał go tutaj skrzywdzić, skoro tak go to zniszczyło. Tylko kim jest ta osoba i co takiego zrobiła, że Bill chciał się zabić? Tom zaczynał żałować, że nie wyjechał do tej Francji na samym początku, razem z nim. Został w Niemczech tylko ze względu na dziewczynę, która i tak go zostawiła. Jestem prawdziwym idiotą, pomyślał. Poświęcić brata dla dziewczyny, żałosne. Może gdyby tu był, nie dopuściłby to takiej sytuacji. Na pewno.
Jego pusty wzrok... przerażał go. Podjął decyzję, że musi zrobić wszystko, by wrócił dawny Bill.
I dowiedzieć się, kto go tak zranił.

5 komentarzy:

  1. Kto go tak zranił? No pewnie sam Tom, choć nieświadomie. Jestem bardzo ciekawa, co się takiego stało między nimi. Albo co Tom przeskrobał... W każdym razie czekam na ciąg dalszy, choć nie ukrywam, że kolejnym odcinkiem Sąsiada też nie pogardzę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. zaintrygował mnie ten prolog, nawet bardzo! niecierpliwie czekam na ciąg dalszy! :)) <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, czekam na dalszy ciąg! Zawsze jak czytałam opowiadanie to był w nich uległy, płaczący Bill i Tom wykorzystujący Billa XD a tu taka odmiana, jezu chcę więcej <3 I ta wzmianka o tym, że Bill był nieszczęśliwie zakochany w swoim bracie bliźniaku, wróciły dawne wspomnienia z innych opowiadań i te uczucia <3

    OdpowiedzUsuń
  4. oo matko !
    Bardzo zainteresowało mnie to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój akcji.
    To dość smutne.. ta zmiana Billa ..
    Kto go tak skrzywdził ? Co się tak naprawde stało ?

    Czekam na dalsze odcinki i zapraszam do siebie ;)

    Ps. Dodałam do linek :) mam nadzieję, że sie nie gniewasz :)

    http://miloscjestsilna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Komentuję po czasie, ale komentuję :)
    Pamiętam, jak na początku wściekłam się na Toma, mimo że nie wiedziałam do końca, co on nawyprawiał. Było mi przykro, że Bill tak przez niego cierpiał i nadal cierpi i szczerze, sama wywaliłabym go z tego domu, skoro B. tak go znienawidził. Poza tym Bill jest taki wrażliwy. Mimo że udaje, że ma wszystko w d. za przeproszeniem, że jest twardy, to widać, jaki jest kruchy i delikatny. No. Lecimy dalej.

    OdpowiedzUsuń