środa, 1 października 2014

1. Zabić wspomnienia

Witajcie, kochani!
Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem. Cieszę się, że zainteresowało was to opowiadanie.
Drugi rozdział "Sąsiada" pojawi się najprawdopodobniej w niedzielę.
Przy okazji: wolicie dłuższe rozdziały raz w tygodniu, czy krótsze dwa razy na tydzień? Ja jestem za pierwszą opcją, bo niezbyt mam czas w tygodniu, ale chcę poznać waszą opinię.

Miłego czytania, liczę na wasze komentarze!



Rozdział 1

Jeżeli liczył na to, że w domu będzie mu dane odpocząć, zdecydowanie się przeliczył.
Simone co chwilę do niego przychodziła, pytając, czy nic mu przypadkiem nie potrzeba, choć wszystko, co możliwe, już miał pod ręką; średnio co dziesięć minut matka przynosiła mu najróżniejsze smakołyki, które z obrzydzeniem odkładał na półkę koło swojego łóżka, a ona widząc to, potrafiła przesiedzieć przy nim całą godzinę, wręcz błagając go, by zjadł choć jedną dziesiątą tego, co mu przyniosła. Wciąż męczyła go pytaniami, czy dobrze się czuje, co ze szkołą, czy nie chciałby, żeby ktoś go odwiedził. Choć Billa już rozsadzało od środka, odpowiadał cierpliwie na wszystkie jej pytania, nie chcąc sprawiać jej przykrości. To nie była jej wina, że się martwi - w końcu był jej synem i to, co zrobił, jak najbardziej było powodem do zamartwiania się. Żeby jeszcze bardziej jej niepokoić oraz dla własnego świętego spokoju, udawał przed nią, że zjada wszystko, co mu przynosiła, wypluwając to za łóżko, kiedy choć na chwilę odwracała wzrok, a kiedy tylko wychodziła z jego pokoju, po prostu wyrzucał wszystko za okno.
Był cholernie wdzięczny Tomowi, że chociaż on go nie męczył i tak jak on siedział w swoim pokoju, który znajdował się za jego ścianą, kompletnie nie dając znać Billowi o swoim istnieniu. Nie zniósłby, gdyby kolejna osoba tak natarczywie zakłócała jego spokój, zwłaszcza on. Nie miał ochoty go widzieć, a co dopiero z nim rozmawiać - traktował go jak kolejny problem.
- Bill? - W drzwiach po raz kolejny pojawiła się  jego matka, patrząc na niego dziwnym wzrokiem. Czarnowłosy dostrzegł, że była nieco zakłopotana. Podniósł się do siadu, uważnie mierząc ją spojrzeniem. - Przyszedł André - oznajmiła poważnie.
Bill odwrócił od niej wzrok, czując, jak coś go wręcz paraliżuje. Przeszyło go dziwne uczucie, gdy tylko do jego uszu dotarło to imię. Świat jakby zawirował, gdy próbował się odezwać i powiedzieć jej, żeby posłała go do diabłów. Opadł ciężko na poduszkę i leniwie przymknął powieki, próbując uspokoić przyspieszony oddech. Czego on tu chce? - pytał siebie samego. Westchnął.
- Bill...?
- Wpuść go - szepnął, choć chciał powiedzieć coś zupełnie innego. Skarcił się w myślach, że nie zdążył ugryźć się w język. Co mu strzeliło do głowy? 
         Przeklął pod nosem, gdy usłyszał kroki zawiadamiające go o tym, że Simone schodziła właśnie na dół, zamierzając otworzyć drzwi jego największemu nieszczęściu.
Czas niesamowicie mu się dłużył, gdy czekał na pojawienie się André w jego pokoju. Czuł się zupełnie, jakby czekał na skazanie na śmierć. Odwrócił się tyłem do drzwi, by nie mógł zobaczyć jego zaczerwienionych oczu od zbierających się pod powiekami łez. Dawno nie płakał. Ostatnio zdarzyło mu się to kilka miesięcy wcześniej, gdy to wszystko się zaczęło. Nawet, gdy próbował się zabić, nie pozwolił sobie na urojenie ani jednej łzy, po prostu wiedział, że to nie było potrzebne. Wiedział, że i tak by nie potrafił. A teraz walczył z samym sobą, nie pozwalając łzom wypłynąć na wierz. Obiecał sobie, że nigdy nie będzie płakał, nie z jego powodu. 
Usłyszał, że ktoś wszedł do jego pokoju i nagle przystanął, jakby zobaczył ducha. Nic bardziej mylnego. W istocie zobaczył wrak człowieka, którego sam zniszczył, kompletnie nie czując swojej winy.
- Hej... - odezwał się niepewnie, podchodząc bliżej Billa. Jak na zawołanie, czarnowłosy chłopak podniósł się i spojrzał nienawistnie prosto w oczy wysokiego blondyna, któremu niegdyś tak bardzo ufał. Teraz z chęcią zdeptałby go jak robaka. Chłopak cofnął się pod naciskiem spojrzenia czarnowłosego.
- Czego tu chcesz? - wycedził, zaciskając zęby. Już nie płakał - teraz opanowała go zwyczajna wściekłość.
- Ja tylko... - zaczął zmieszany. - Chciałem upewnić się, co u ciebie.
"Co u ciebie?!", powtórzył w myślach. Prychnął. Po tym wszystkim po prostu nagle sobie przychodzi i chce dowiedzieć się, co u niego?! Nic więcej?! Ten chłopak nie miał żadnego sumienia czy poczucia winy. Był dla Billa zwyczajną, nic nie znaczącą kanalią. Nikim więcej. Nie zasługiwał nawet na miano człowieka w jego oczach. Po tym wszystkim, co przez niego przeszedł, on przychodzi do niego jak gdyby nigdy nic i zwyczajnie pyta "co u ciebie?" Żenada. 
Blondyn podszedł do jego łóżka, kucając tuż przed nim. Przez chwilę obaj milczeli. André uparcie próbował spojrzeć Billowi w oczy, ale gdy tylko udawało mu się uchwycić jego spojrzenie, sam odwracał wzrok pod jego naporem. 
- Ciebie najmniej powinno to interesować - odparł w końcu, niemal gotując się ze złości. - Może spytaj się o to mojego psychologa i psychiatry? Oni z chęcią ci powiedzą, kim się przez ciebie stałem. O, albo mam lepszy pomysł! Zapytaj o to tych zboczeńców, których na mnie nasłałeś. Najlepiej tego osiłka, który...
- Przestań! - krzyknął blondyn, jakby nie mógł tego słuchać. Bill spojrzał na niego zdziwiony. - Wiesz dobrze, że to było przed tym, zanim zacząłem do ciebie coś czuć... Oni mnie zmusili, rozumiesz?
Bill rzucił mu kpiące spojrzenie.
- Uwierz mi wreszcie... - szepnął, pochylając się ku twarzy czarnowłosego. Bill, widząc, do czego zmierza blondyn, odepchnął go mocno akurat w momencie, w którym musnął jego usta. Otarł je z obrzydzeniem. 
- Wynoś się.
- Ale...
- WYNOŚ SIĘ! - wrzasnął, po czym położył się i odwrócił tyłem do niego. Przez chwilę czuł jeszcze obecność blondyna w pokoju, ale po upływie kilkunastu sekund usłyszał tylko kroki i zamykające się za André drzwi. Westchnął z ulgą, choć wciąż czuł dotyk jego ust na swoich.
Zaczął grzebać w kieszeniach, próbując odnaleźć paczkę papierosów. Wyciągnął jednego z paczki i wsadził sobie do ust, odpalając go ozdabianą zapalniczką. Łapczywie zaciągał się dymem, próbując się uspokoić. Ledwo zdążył wypalić pierwszego papierosa, usłyszał pukanie do drzwi.
- KURWA! - krzyknął ze złością. Czy nie mógł mieć w tym domu chociażby pięciu minut spokoju?!
Osoba za drzwiami widocznie nie przejęła się jego wyraźnie złym humorem i bez ceregieli wparowała do jego pokoju. Bill, oburzony, podniósł się do siadu i spojrzał na ową osobę. "Jeszcze jego tu brakowało!", pomyślał, widząc przed sobą brata.
- Czego?
- Jakiś ty miły - mruknął Tom. Nic nie robiąc sobie z nieprzychylnego spojrzenia Billa, usiadł na fotelu, który stał przy biurku i przysunął się bliżej bliźniaka.  - Chciałem z tobą porozmawiać. Nie widzieliśmy się rok. Ponad...
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać - uciął krótko Bill.
- Zmieniłeś się - Tom zignorował jego niemiłą uwagę. Spojrzał na niego z nieukrywanym smutkiem i tęsknotą w oczach. - Powiesz mi, co się stało? Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko i...
- Kiedyś - znów mu przerwał. - Teraz jest inaczej. Tom, otwórz oczy. Jesteśmy prawie dorośli, już cię nie potrzebuję.
Tom patrzył na niego z jawnym zdziwieniem. Zabolało. 
- Nie mów tak...
- Będę mówił co chcę. Zwłaszcza, że to prawda. Nie było cię w moim życiu przez ponad rok i przez cały ten czas nauczyłem się żyć bez ciebie. Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że już cię nigdy nie zobaczę, tak chyba byłoby dla nas lepiej. Chciałeś zostać w Niemczech, więc mnie straciłeś. I raczej nie odzyskasz - wyrzucił to z siebie spokojnie, gasząc papierosa w szklanej popielniczce.
          Delektował się zaskoczeniem i smutkiem wypisanym na twarzy Toma. Chciał, by poczuł się jak on sam.
Zdecydowanie nie był już tym samym Billem, którym był niespełna półtora roku temu.
- Naprawdę nie chodzi ci o to...?
- Nie. 
- Już nic do mnie nie czujesz?
Bill odpalił kolejnego papierosa.
- Nie - powiedział, wypuszczając dym z płuc.
Jego uwadze nie umknęło ciche westchnienie Toma, które zdecydowanie można było nazwać smutnym. Widział, jak jego brat zaciska pięści - choć nie widział go tyle czasu, nadal doskonale pamiętał znaczenie wszystkich jego gestów. Dredziarz był rozbity.
Czarnowłosy uniósł brwi w udawanym geście zdziwienia.
- Co jest, Tom? Nagle zaczęło ci na mnie zależeć? - spytał kpiąco.
- Zależy mi na tobie od zawsze, Bill. Jak na bracie, nie partnerze - rzekł cichym, przymulonym głosem.
- Och, więc o co chodzi? Twoje ego za bardzo ucierpiało na tym, że nawet twój własny, zboczony brat już nie szaleje na twoim punkcie? 
- Bill...
Tak strasznie bolały go wszystkie te słowa wychodzące z ust czarnowłosego, tak bardzo przepełnione jadem i kpiną. Nie mógł uwierzyć, jak bardzo jego brat zmienił się przez ten czas; niegdyś pełen życia, potrafiący godzinami radośnie paplać z nim o wszystkim i niczym, szczęśliwy mimo nieszczęśliwego zakochania. Nie potrafił usiedzieć samemu dłużej niż godzinę, był wręcz duszą towarzystwa. Pamiętał, że nawet, gdy straszliwie się pożarli, nie potrafił odnosić się do niego tak, jak teraz robił to ten zimny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć człowiek. Naprawdę go stracił, ale nie zamierzał się poddawać. Przysiągł sobie, że zrobi wszystko, by odzyskać brata. Najgorsze było to, że nie znał przyczyny tej wielkiej zmiany; miał wrażenie, jakby ktoś zamienił jego serce w kamień. Musiał naprawdę się postarać, żeby odbudować ich relacje. Wiedział, że Bill tak naprawdę go teraz potrzebuje, ale sam nie może tego do siebie dopuścić. "Jak mogłem być takim idiotą i nie wyjechać razem z nim?" - karcił się w myślach.
Przypomniał sobie niezrozumiałe krzyki dobiegające z pokoju brata jeszcze niespełna dziesięć minut temu. Chciał wtedy sprawdzić, co się stało, więc wyszedł na korytarz. Kiedy zauważył wychodzącego z pokoju Billa blondyna z nietęgą miną, cofnął się do swojego pokoju. Chwilę potem postanowił porozmawiać z bliźniakiem.
- Bill... Kim był ten chłopak? - spytał cicho i niepewnie. Zauważył, że Bill mimowolnie się spiął i wciągnął powietrze, trzymając je chwilę w płucach.
- To André - odpowiedział spokojnie, jakby nie chcąc, by Tom mógł go o coś podejrzewać. Nie musiał wiedzieć wszystkiego. Nie powinien. - Chodzę z nim do klasy. Ty też pewnie będziesz. Przyniósł mi tylko zeszyty do spisania - skłamał.
- To czemu się na niego wydzierałeś? - Bill przymknął oczy z niecierpliwością. Nie mógł dłużej słuchać, rozmawiać ani myśleć o tym chłopaku, którego nienawidził całym sobą. 
- Bo mnie wkurzył, tyle. To nie twoja sprawa. Mógłbyś już stąd iść? - spytał z nadzieją.
Obserwował, jak Tom bez słowa wstaje, rzuca mu smętne spojrzenie i opuszcza jego pokój.                 Nareszcie! Już wolał, kiedy co chwilę przychodziła do niego Simone. Dlaczego wszyscy go tak męczą?! 
Rozłożył się wygodnie na łóżku i nawet się nie spostrzegł, kiedy odpłynął w krainę snów. 

Obudził się w środku nocy, a właściwie obudził go dźwięk dzwoniącego telefonu. Wyklinał w myślach od najgorszych osobę, która dzwoniła do niego kilka godzin po północy. Kto normalny tak robi?!
Ziewnął szeroko, zanim spojrzał na wyświetlacz telefonu. Nieznany numer. Nie odebrał; podejrzewał, że ktoś zwyczajnie stroi sobie z niego żarty lub po prostu pomylił numery. Jednak kiedy telefon rozdzwonił się po raz drugi, a potem jeszcze trzeci, kompletnie wyrywając go ze snu, z westchnieniem nacisnął zieloną słuchawkę.
- Czego? - mruknął niemiło jeszcze trochę zaspanym głosem, próbując wygramolić się z łóżka. Było mu słabo i bolała go głowa, więc jego ruchy były znacznie ograniczone. - Nie wiem, kim jesteś i po jaką cholerę do mnie dzwonisz, ale czy to nie mogło poczekać do jutra? 
Odpowiedziała mu nieznośna cisza przerywana cichym oddechem, co zirytowało go jeszcze bardziej.
- Dzwonisz do mnie o trzeciej w nocy, żeby pooddychać mi do słuchawki?! - warknął z irytacją, oczekując jakiegokolwiek odzewu. Jedną ręką naciągnął na siebie grubą, puchatą bluzę, czując przeraźliwe zimno rozpływające się po jego ciele. Leniwym krokiem podążył do kuchni,  chwytając po drodze paczkę czerwonych Marlboro. Odpalił papierosa od gazu na kuchence i zaciągając się dymem, zajrzał do lodówki. Schylił się po butelkę wody mineralnej leżącej na samym dole urządzenia. Kiedy się podnosił, zakręciło mu się w głowie i musiał oprzeć się o blat, by nie upaść. 
- Halo? - mruknął niecierpliwie do słuchawki. Osoba po drugiej stronie nadal uporczywie milczała. Bill słyszał tylko ciche pociągnięcia nosem i westchnięcia. Stracił już cierpliwość. Rozłączył się. 
Podciągnął się i usiadł na blacie, spokojnie paląc papierosa. Próbował robić kółeczka z dymu,  za każdym razem, kiedy mu nie wyszło, marszcząc śmiesznie nos. Wypił prawie całą butelkę wody mineralnej, czując okropny ból żołądka spowodowany głodem. Właściwie wszystko go bolało, od stóp do głów. Wziął jakieś dwie tabletki przeciwbólowe znalezione w szufladzie szafki, na której siedział i popił je resztkami wody. Dopalił do końca papierosa i już miał wracać do swojego pokoju, by ponownie oddać się objęciom Morfeusza, gdy po raz kolejny rozświetlił się ekran jego telefonu, a do jego uszu dotarły ciche dźwięki "Make me wanna die" zespołu The Pretty Reckless. Spojrzał na wyświetlacz z głośnym westchnięciem. Znów ten sam numer. Choć niechętnie, odebrał dla świętego spokoju.
- Halo? - Znów cisza. Czuł się jak główny bohater jednego z tych beznadziejnych horrorów, który w środku nocy otrzymuje setki głuchych telefonów, a później niespodziewanie ktoś wbija mu nóż w plecy. Zaczynało go to trochę przerażać. Uspokoił się, gdy usłyszał cichy, jakby męski szloch.            - Jeśli to ty, André, to powiem ci tylko tyle: wypierdalaj - powiedział przesłodzonym głosem i od razu się rozłączył. 
Jego telefon tej nocy już nie zadzwonił, ale i tak nie potrafił zmrużyć oka. Cholerny ból brzucha w ogóle nie dawał mu spać, mimo że był wykończony. Przez cztery godziny wierzgał się we wszystkie strony, zaciskając mocno zęby, jakby liczył, że to zniweluje ten nieznośny ból. Miał nadzieję, że jeszcze uda mu się zasnąć. Jak wielkie było jego rozczarowanie, gdy w drzwiach jego pokoju pojawiła się Simone, jak się później przekonał - z zamiarem obudzenia go do szkoły.
No tak. Poniedziałek.
Dziś miał wrócić do szkoły po prawie dwóch miesiącach nieobecności. Wcale nie chciał tam wracać, myśląc o wszystkim, co się tam wydarzyło. Nienawidził tego miejsca, jednak nie próbował nawet negocjować i posłusznie wstał, nie chcąc sprawiać przykrości matce. Może i był wypranym z uczuć i całkowicie obojętnym człowiekiem, ale ta kobieta zbyt dużo przez niego wycierpiała, zupełnie sobie na to nie zasługując. Musiałby być ostatnim skurwysynem, żeby wbijać jej kolejny gwóźdź do trumny i kompletnie olać szkołę.
Kiedy Simone opuściła jego pokój, lekko się do niego uśmiechając, z miną męczennika wstał, umył się i włożył na siebie pierwsze lepsze ubrania, jakie tylko znalazły się w zasięgu jego wzroku. Szybko i sprawnie się pomalował, próbując ukryć ogromne wory pod oczami, zarzucił i tak pusty plecak na ramię i zszedł na dół. Tom siedział już przy stole i z dziką zawziętością wcinał obfite śniadanie; Billowi na widok takiej ilości jedzenia zrobiło się niedobrze. Zdał sobie sprawę, że tak właściwie nie jadł kompletnie nic już trzeci dzień, jednak nie zamierzał tego zmieniać. Dobrze wiedział, że nie wyjdzie mu to na zdrowie,  ale po prostu nie chciał jeść. Widok jedzenia wywoływał w nim obrzydzenie. 
Wyjął tylko kolejną butelkę wody mineralnej z lodówki i z kwaśną miną wyszedł z domu, ignorując resztę domowników. Czekało go jakieś piętnaście minut drogi - szedł powoli - jego stan nie pozwalał mu na wykonywanie gwałtowniejszych czy szybszych ruchów. Było mu tak strasznie słabo... Do tego spał tylko kilka godzin, co sprawiło, że czuł się jeszcze bardziej wyczerpany. Przeszywał go również dziwny strach o to, co przyniesie ten dzień. Pojawiając się w szkole po takim czasie na pewno wzbudzi sensację.
- Czekaj! Bill! - Ledwo zdążył oddalić się od domu na więcej niż pięćdziesiąt metrów, usłyszał wołanie brata. Odwrócił się z irytacją, widząc, jak ten za nim biegnie i nic sobie z niego nie robiąc, ruszył dalej przed siebie.
- Bi... Au! - Spojrzał za siebie, zaciekawiony okrzykiem bólu. Zaśmiał się kpiąco, widząc siedzącego na środku chodnika Toma, zawzięcie rozmasowującego kostkę.
- Bardzo śmieszne - burknął dredziarz, usiłując wstać. Kiedy mu się to udało, podszedł do niego, lekko kuśtykając. Bill skorzystał z jego małego problemu i choć miał wrażenie, że zaraz zemdleje, przyspieszył kroku, chcąc uniknąć rozmowy. Tomowi jednak ból szybko minął i z łatwością go dogonił, zmuszając go, by przystanął.
- Hej, dlaczego przede mną uciekasz? - spytał pretensjonalnym tonem. Bill tylko prychnął, ruszając dalej.
Tom, najwyraźniej nie widząc już sensu w szukaniu dalszego kontaktu z bratem, nie odezwał się ani słowem przez całą drogę. Dopiero, kiedy obaj przystanęli przed szkołą, żeby zapalić, podjął się tego wyzwania.
  - Z kim siedzisz w ławce?
- Sam. - Odkąd znienawidziłem Andre, dokończył w myślach Bill. 
- Ok. Od dzisiaj siedzisz ze mną.
            Ten dzień zdecydowanie nie będzie łatwy, pomyślał.

7 komentarzy:

  1. Na początek odpowiem na Twoje pytanie. Zdecydowanie lepiej jest się raz w tygodniu ostro zaczytać, niż dwa razy wejść i zaraz wyjść, bo ledwo zaczniesz, a tu już koniec, tak jak u mnie xD Tak więc według mnie lepsze dłuższe rozdziały raz w tygodniu. A co do tego odcinka...
    Chyba moja teoria, że to Tom tak zniszczył Billa się nie sprawdzi. Tylko w takim razie czemu Bill tak nienawidzi Toma? Co takiego mu zrobił? No i ten Andre... Kolejny typ spod ciemnej gwiazdy. Czemu nasłał zbirów na Billa? Och, tyle pytań! A odpowiedzi brak... No to czekam na kolejny rozdział. No i na Sąsiada! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem idiotką >.< Napisałam taki mega długi komentarz i przez przypadek go skasowałam. Cholera, no! Spróbuję go odtworzyć, ale tak dobrze na pewno nie będzie :c
    Bardzo mi się ten rozdział podobał. Ogółem, to spodobał mi się pomysł na fabułę w tym opowiadaniu, zapowiada się naprawdę ciekawie. Jeszcze po samym prologu nie byłam pewna, czy mnie wciągnie, czy Twój styl mnie zainteresuje, ale teraz... po tym rozdziale, już nie mogę się doczekać kolejnego ^^
    Jeśli natomiast chodzi o publikację, to osobiście uważam, że lepiej dodawać raz na tydzień, ponieważ wtedy łatwiej jest się wczuć w wydarzenia i nie ma takiego wrażenie, że tekst jest rwany.
    W ogóle to przed chwilą odkryłam, że czytałam wcześniej (z telefonu) Twoje opowiadanie Sąsiad. Tak więc czekam także na jego kolejną część ^^
    No i jeszcze chciałam się zapytać, czy planujesz może robić oddzielne zakładki dla tych dwóch opowiadań? Tak jak jest dla "Utraconych więzi". Wydaje mi się, że to byłoby dobre rozwiązanie i łatwo można by poszukać tego, co nas interesuje ;)
    Życzę dużo dużo weny i czasu na pisanie! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, za zakładki zabiorę się od razu, gdy tylko wejdę na komputer, czyli najpewniej dziś wieczorem.
      Dziękuję bardzo!

      Usuń
  3. Przeczytałam, więc jestem. Bardzo podoba mi się teraz twój styl pisania. Jest o wiele lepszy, niż w poprzednich twoich opowiadaniach, których notabene nie doprowadziłaś nawet do końca... Więc mam nadzieję, że tego opowiadania nie porzucisz, bo zaczęło się na tyle ciekawie, że chciałabym poznać tę historię do końca. Nie wiem, co mam więcej napisać, bo na razie nic mi nie przychodzi sensownego do głowy. Postaram się następnym razem poprawić. ;)
    To teraz pozostaje mi czekać na kolejną część, a w między czasie nadrobię twoje drugie opowiadanie i też zostawię komentarz. Także weny życzę i czasu. ;)

    PS I co do wstawiania tych odcinków - to ja też wolę raz w tygodniu.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  4. To opowiadanie jest niesamowite i chociaż już dawno jedynym Twincestem jaki czytam to twt obsesji to muszę przyznać, że za Twój zabieram się z równie wielką chęcią.
    Czytanie tego sprawiło mi naprawdę dużo przyjemności.
    Podoba mi się, że nie zrobiłaś z Billa takiej pizdy. W końcu się chłopak trochę ogarnął i pokazał swój temperament. To mi się podoba!
    Tom będzie musiał się napracować, żeby odzyskać jego zaufanie. Mam ogromną nadzieję, że nie będzie to proste zadanie. Lubię jak się coś dzieje^^
    I ciągle zastanawiam się co jeszcze wniesie do historii André...
    Zapowiada się na serio interesująco.
    Z niecierpliwością czekam na więcej rozdziałów ;)

    PS. Zapraszam do przeczytania: opowiadania-slash-desire.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się lekkość z jaką piszesz - to się ceni :) Po ostatnim zdaniu tego rozdziału czuję niedosyt. Jestem ciekawa, czy Bill ponownie zaufa Tomowi.

    tworczosc-martie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten Andre wcale mi się nie podoba, chociaż udaje takie niewiniątko. Głupiec. A do Toma zaczynam się przekonywać. Coraz częściej i bardziej otwarcie pokazuje, że zależy mu na Billu, nawet jeśli ten wcale nie chce go znać. Intrygujące.

    OdpowiedzUsuń