środa, 8 października 2014

2. Zabić wspomnienia.

W niedzielę miał pojawić się drugi rozdział Sąsiada, ale nie mam ostatnio ani nastroju, ani weny na takie pozytywne opowiadanie, ale dzisiaj wstawiam tak, jak obiecałam rozdział "Zabić wspomnienia". Jest napisany nieco nieskładnie, tak mi się wydaje, ale myślę, że mi to wybaczycie. Jestem ciekawa, czy dostrzeżecie kolejny problem Billa i domyślicie się, co wymyślił względem Toma. W komentarzach napiszcie, co takiego zauważyliście ;)

Zapraszam do czytania i komentowania!

***
       Ku zdumieniu i uciesze Billa, Tom siedział cicho praktycznie na każdej lekcji. Nie zaczepiał go, nie szukał zbędnego - jego zdaniem - kontaktu, mogłoby się wręcz zdawać, że traktował go jak powietrze. Bill był niezmiernie zadowolony z tego faktu. Z ulgą stwierdził też, że nie ma w szkole André, mógł więc dziś odetchnąć.
Jakoś znosił nieprzychylne spojrzenia rówieśników, choć nieraz miał ochotę wydrzeć się na niejedną osobę, od której słyszał różne złośliwe komentarze na jego temat. Nie wiedzieli nic. Kompletnie nic. Po prostu nie mieli prawa go oceniać na podstawie jednego incydentu, ale starał się to ignorować. I tak było mu to trochę obojętne, jeśli w ogóle można było być obojętnym na to, że cała szkoła ma go za dziwkę. 
Jego brat za to był wręcz rozchwytywany. Co rusz ktoś do niego podchodził i zagadywał; widocznie wzbudzał spore zainteresowanie. Bill przyuważył, że znaczna część dziewczyn patrzyła na niego jak na najsmaczniejsze ciastko, co wcale go nie dziwiło - Tom zawsze miał powodzenie u płci przeciwnej. Cóż, u tej samej też, jakby nie patrzeć.
Tom nie oddalał się od niego za bardzo, jakby chciał go obserwować. Nawet, jeśli był naprawdę pochłonięty rozmową z kimś nowopoznanym, jego wzrok wciąż uciekał w kierunku bliźniaka, który na każdej przerwie siedzał samotnie na parapecie okna. Toma zadziwiło to, że nikt z nim nie rozmawiał; zwłaszcza po tak długiej nieobecności. Przecież powinni się go chociaż dla zasady spytać, co się stało, prawda? 
Coś zakłuło go w środku, gdy zdał sobie sprawę, że w tej szkole jego bliźniak również mógł być szykanowany. To by wyjaśniało jego zachowanie - Bill najwidoczniej nie dawał już sobie rady, brakowało mu po prostu sił. Wyjechał przecież razem z matką do Francji po to, by móc uciec i uwolnić się od swoich dręczycieli w rodzinnym mieście, wierząc, że tutaj nie spotka go to samo, jednak to, jakimi spojrzeniami wszyscy obdarzali Billa, upewniło Toma w jego podejrzeniach. Znów zwyzywał siebie od najgorszych w myślach; wiedział, że gdyby tu był, nie dałby tak traktować brata, a on tak samo jak Bill wierzył w to, że tutaj wszystko się zmieni.  Nic więc dziwnego, że czarnowłosy nałożył na siebie bezuczuciową maskę, najwidoczniej pogodził się już z tym, że gdziekolwiek nie ucieknie, jego los będzie zawsze taki sam.
- Siema. - Ktoś podszedł do dredziarza i przybił mu żółwika, przedstawiając się jako "Louis". Tom zauważył, że ten koleś chodził z nim do jego nowej klasy. Zmierzył go krytycznym spojrzeniem i pomyślał, że wygląda jak typowy zbir. - Dlaczego usiadłeś z tym pedałem? Przecież są inne wolne miejsca - spytał. Tom drgnął, ale nie pokazał po sobie, że dotknęła go obelga dotycząca Billa. 
- To mój brat - rzekł spokojnie, napawając się zaskoczeniem i zmieszaniem wypisanym na twarzy tego chłopaka. Po chwili jego twarz wykrzywiła się w brzydkim grymasie, który miał być chyba czymś w rodzaju kpiącego uśmiechu. Roześmiał się w głos.
- Drugi Trumper? Haha, dobre! Wybacz, ale nigdy nie pomyślałbym, że mógłbyś być spokrewniony z tym czymś.
- Uważaj na słowa - warknął Tom, nie chcąc nawet wyprowadzać go z błędu, że przecież nie mieli tego samego nazwiska.  Ten wyrostek zaczynał go irytować. Jak mógł mówić w ten sposób o Billu?! Zacisnął zęby, z trudem powstrzymując się, żeby mu nie przywalić.
Czarnowłosy obserwował całe zajście z niemym przerażeniem. Stał kilka metrów od nich, ale chłopak, który był postrachem całej szkoły z pewnością nawet go nie zauważył. Wycofał się tak, by mógł patrzeć na nich z ukrycia. Kto wie, co może strzelić do głowy temu bandycie. 
- Już go tak nie broń, to tylko zwykła, męska dziwka. On nawet nie jest wart tego, by być twoim bra...
Bum. 
Nim się spostrzegł, Louis trzymał się za krwawiący nos, a Tom rozmasowywał dłoń, którą przed chwilą wymierzył mu cios w twarz. Bill aż otworzył usta ze zdumienia, nie wierząc własnym oczom i głupocie Toma. Przecież on go zabije!
- Ty skurwysynu...
Nie minęła sekunda, a ten oprych dosłownie rzucił się na Toma z pięściami. Dredziarz zrobił szybki unik i bez problemu go unieruchomił, przygwożdżając go do ściany i wykręcając mu ręce do tyłu. Kopnął go mocno w zgięcie kolanowe, kiedy próbował mu się wyrwać. Louis jęknął z bólu.
- Nigdy nie waż się mówić o nim w ten sposób - wycedził Tom przez zaciśnięte zęby. Wykręcił mu mocniej ręce, odciągnął od ściany i popchnął, wypuszczając go. Krew z nosa spływała mu po twarzy. Najwyraźniej był złamany. 
Louis spojrzał na niego ostatni raz z rządzą mordu, zanim przeklął i trzymając się za nos, uciekł.
Dopiero po chwili Tom zorientował się, że na korytarzu powstało dość spore zbiorowisko; niektórzy patrzyli na niego jak na wariata, na twarzach innych zaś widniał podziw. Większość z nich zaczęła mu bić brawo, na co Tom nieznacznie się skrzywił. Nie chciał respektu; chciał tylko dać temu idiocie do myślenia, nic więcej. Nie chciał takiego widowiska.
- Co jest z wami? Rozejść się, nie ma tu nic ciekawego! - Wrzasnął, machając rękami, jakby odganiał wyjątkowo uciążliwą muchę. Uczniowie zareagowali jak na rozkaz dyrektora, natychmiast się rozchodząc. Tom miał wrażenie, że na ich twarzach maluje się strach. Bali się go? 
Przeszedł wzdłuż korytarza, irytując się niezmiernie, kiedy wszyscy zaczęli schodzić mu z drogi, patrząc na niego z niemym  przerażeniem.
Chwycił pierwszą lepszą osobę, chcąc spytać, o co chodzi. Kiedy chłopak pociągnięty przez niego w jego stronę zasłonił twarz rękami, Tom wywrócił oczami z irytacją.
- Cholera, ty też? - mruknął. - Czemu wszyscy się mnie boją?
Chłopak spojrzał na niego zdumiony, szeroko otwierając oczy.
- Żartujesz? Właśnie złamałeś nos największemu postrachowi tej szkoły! 
- No i co? - burknął.
- Teraz to pewnie ty nim będziesz...
"Że co proszę?!", jęknął w myślach. Już nienawidził tej szkoły!

***

Bill uciekł z ostatniej lekcji, bojąc się, co się może wydarzyć. Widział wszystko, widział też, jak Louis posyła mu mordercze spojrzenie, zanim poszedł do toalety zmyć krew z twarzy. Pomyślał, że chyba nie pojawi się w tej szkole już nigdy; on przecież zabije ich obu! Tom jest skończonym idiotą, pomyślał. 
Nie chcało mu się iść do domu, więc siedział pod szkołą i palił papierosa za papierosem, czekając na Toma. Chciał go porządnie opieprzyć za to, co zrobił.
Kiedy stał tak oparty o murek i myślał, jaką urządzi bratu reprymendę, podeszła do niego Lisa - urocza blondynka z jego klasy, która chyba jako jedyna z całej szkoły nie uważała go za dziwkę i chyba naprawdę go lubiła. Jeszcze zanim Bill zaczął unikać jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi, Lisa była dla niego prawie jak siostra, mimo że znali się wtedy ledwie kilka miesięcy.
Bill pamiętał, że się jej podobał; sama mu nawet o tym powiedziała na samym początku ich znajomości. Zapewnił ją wtedy, że może coś by z tego było, gdyby nie był gejem. Jej minę zapamiętał do dziś, jednak nie śmieszy go już tak jak kiedyś.
Nic go już tak nie śmieszy.
- Cześć - rzuciła z delikatnym uśmiechem na twarzy, którego jednak BIll nie odwzajemnił. Było mu tak słabo, tak źle, że nie miał nawet siły udawać, że wszystko jest w porządku.
- Cześć - odpowiedział, wyciągając ostatniego papierosa z paczki. "Będę musiał potem kupić fajki", pomyślał, kląc pod nosem. Lisa się zaśmiała. Sięgnęła do kieszeni, z której wyciągnęła paczkę cienkich Vogue.
- Pozwolisz, że zapalę z tobą? - spytała, udając powagę. Bill przytaknął. Przynajmniej czas mu szybciej upłynie. - Czemu nie jesteś na lekcji? 
- Ciebie mógłbym spytać o to samo - mruknął. Dziewczyna cicho zachichotała, przewracając oczami.
- Ale ja pytałam pierwsza.
- Pomyślmy... Mój brat jest w tej szkole pierwszy dzień i już zdążył złamać nos kolesiowi, który najchętniej by mnie przeleciał, a potem zabił z zimną krwią za to, że jestem gejem. Cóż, powodem na pewno nie jest klasówka z matmy - odparł ironicznie, na co Lisa znów się zaśmiała. Jej śmiech powoli zaczynał irytować czarnowłosego. - A co jest twoim powodem? - spytał, choć tak naprawdę ani trochę go to nie interesowało. 
- Klasówka z matmy - odpowiedziała wesoło, wypuszczając dym z płuc. Bill westchnął. - Ten twój brat to niezłe ziółko - skomentowała. - Całkiem przystojny, ale nigdy bym nie powiedziała, że to twój brat - ciągnęła. - Pewnie mnie wkręcasz.
- Jesteśmy bliźniakami - wyjaśnił, a Lisa wybałuszyła oczy, kompletnie nie dowierzając. - Jednojajowymi.
- Nie no, teraz to na pewno mnie wkręcasz - parsknęła. Bill wzruszył tylko ramionami. Niech sobie nie wierzy, nie zależało mu na tym. Sądził, że to nawet lepiej dla ich obu, jeśli nie będą go kojarzyć z Tomem. 
- Okej... Powiedzmy, że ci wierzę... - powiedziała, gasząc papierosa. Od razu odpaliła kolejnego, częstując również Billa, który pustą paczkę wyrzucił przed chwilą gdzieś na trawnik. - O, patrz! O wilku mowa. 
Bill jak na zawołanie przeniósł wzrok ze swoich butów na bliźniaka, który wychodził właśnie ze szkoły. Tom podszedł do niego niepewnie, widząc, jakim wzrokiem mierzy go brat.
- Tom! - krzyknął Bill. Czuł, jak wzrasta w nim wściekłość. - Czy ty jesteś zdrowy na umyśle?!
- O co ci chodzi? - spytał dredziarz, autentycznie nie wiedząc, co jego brat miał na myśli. 
- Nie udawaj idioty! On cię zabije!  
- Dlaczego nagle interesuje cię moje życie? - pociągnął go za język. Bill tylko prychnął, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jakim cudem jego rodzony brat był takim kretynem?
- Bo mnie zabije zaraz po tobie - warknął. Tom spojrzał na niego niezrozumiale.
- Dlaczego niby? 
- Bo jestem twoim bratem, kretynie... Rzuciłeś się na niego, bo mnie zwyzywał, więc teraz będzie znów znęcał się nade mną, żeby się na tobie zemścić! 
- Znów? - Tom uniósł brwi ze zdumienia. Czyli jednak jego obawy były słuszne. Zacisnął pięści ze złości, jaka w tej chwili go opanowała. Niech no tylko ten cholerny Louis znajdzie się w zasięgu jego wzroku, to pożałuje, że w ogóle się urodził! 
Bill westchnął, spuszczając do tej pory pewny wzrok ze swojego brata. Tom przewrócił oczami.
- Bill, do cholery, miałem tam stać i słuchać, jak cię obraża?!
- Przyzwyczaj się do tego, bo w tej szkole każdy to robi.
- Dlaczego? - spytał już ciszej Tom. 
- Bo to prawda - szepnął czarnowłosy, zarzucając plecak na ramię. Ruszył przed siebie, wymijając Toma.
- Co? - Dredziarz chwycił go za ramię, zmuszając brata, by spojrzał mu w oczy. 
- Przypomnij sobie, co on o mnie powiedział. To jest prawda, Tom - powiedział ściszonym głosem i nawet nie żegnając się z Lisą, wyrwał się z uścisku brata i poszedł przed siebie. Nie poszedł do domu; wolał trochę pospacerować, dawno nie był na świeżym powietrzu dłużej niż piętnaście minut, więc pomyślał, że dobrze mu to zrobi. Może przy odrobinie szczęścia nie zemdleje gdzieś na środku chodnika...
Szedł powolnym krokiem, obserwując świat dookoła. Był kwiecień - mimo, że było już dość ciepło, ciałem Billa co chwilę wstrząsały zimne dreszcze. Podczas gdy ludzie, których mijał, mieli na sobie zwykłe koszulki z krótkim rękawem, on paradował w dwóch grubych bluzach, chociaż było ponad dwadzieścia stopni temperatury. 
Słońce nieprzyjemnie raziło go w oczy, nasilając tym samym i tak nieznośny ból głowy. Przysiadł na jakiejś ławce w parku niedaleko jego szkoły i rozpaczając, że skończyły mu się papierosy, wsadził obie słuchawki w uszy. Oddał się całkowicie dźwiękom ulubionej muzyki, ignorując otaczający go świat. Nie miał nawet siły, by się nad sobą poużalać; po prostu siedział i słuchał, pragnąc stać się niewidzialnym.
Tom tymczasem wrócił do domu, licząc, że zasta w nim swojego bliźniaka. Zajrzał do każdego pomieszczenia w tym dość sporym domu, ale nigdzie nie znalazł Billa. Kiedy pukał do drzwi jego pokoju, a odpowiadała mu głucha cisza, coś go skłoniło, by nacisnąć kalmkę. Wszedł do słabo oświetlonego pokoju; okna były zasłonięte, przez małe szpary wchodziły tylko liche promienie słoneczne. Usiadł na niepościelonym łóżku, napawając się zapachem perfum brata unoszącym się w powietrzu.
Był zmęczony, ale chciał porozmawiać z Billem - a przynajmniej spróbować - więc postanowił, że poczeka na niego tutaj, w jego pokoju. Rozłożył się wygodnie na jego łóżku i zanim zdążył się zorientować, zasnął. 


***

- Tom - burknął Bill, próbując obudzić brata zalegającego na jego łóżku. Ten mruknął tylko coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok. - Tom! - krzyknął tak, że mógłby tym wrzaskiem zbudzić nieboszczyka. Dredziarz od razu podniósł się do siadu, mrugając powiekami.  - Nie pomyliły ci się przypadkiem pokoje? - warknął z irytacją.
- Wybacz... Chciałem z tobą porozmawiać - wyjaśnił, wyraźnie zakłopotany.
- Śpiąc w moim łóżku? - zakpił czarnowłosy. 
Tom westchnął z rezygnacją. Przetarł dłonią zaspane oczy, szeroko ziewając. Jak mu się chciało spać! Jeść w sumie też...
- Jak już się obudziłeś, to możesz stąd iść. Nie jesteś tu raczej mile widziany.
Bliźniak spojrzał na Billa zbolałym wzrokiem. Dlaczego on na każdym kroku musiał go karmić tymi złośliwymi komentarzami? Przecież był jego bratem, do cholery. Kiedyś byli dla siebie wszystkim, więc co się teraz stało? Byli nierozłączni. Choć nie zawsze byli przykładnym rodzeństwem, nigdy nie zachowywali się względem siebie w ten sposób. Kiedy się pokłócili, potrafili się na siebie boczyć co najwyżej godzinę, a potem jeden drugiego przepraszał wręcz na kolanach. Co się z nimi stało? Co się stało z Billem?
- Jesteś bardzo miły dla swojego brata - burknął Tom. Wygładził dłońmi ubrania i strzepnął z nich niewidzialne pyłki kurzu. Przysiadł na brzegu łóżka i spojrzał wyczekująco na Billa.
- Brata, który zniknął na ponad rok z mojego życia. Dziękuję bardzo za takiego brata! - powiedział Bill, uśmiechając się do niego cynicznie.
- Przecież to ty wyjechałeś! - warknął. - To był twój wybór! Dlaczego to mnie się o to czepiasz?!
- Bo to ty nie chciałeś jechać ze mną, choć płakałem ci w ramionach, kurwa! - wybuchnął czarnowłosy, z trudem opanowując targającą nim złość. Miał ochotę tu i teraz wygarnąć bratu, co przeżył przez niego i bez niego w tym cholernym kraju. Był pewien, że gdyby on był tutaj z nim, razem, od samego początku, wciąż byłby tym samym Billem, którym był jeszcze przed wyjazdem do Francji. Nienawidził tego kraju. Nienawidził ludzi, których tu poznał i którzy tak strasznie go skrzywdzili. Nienawidził tego wielkiego domu, łazienki, w której próbował się zabić; nienawidził tego pieprzonego psychiatryka, w którym spędził całe sześć cholernych tygodni. Nienawidził tych wszystkich pieprzonych psychologów i psychiatrów,  którzy myśleli, że mogą mu pomóc. Nienawidził całego otaczającego go tutaj świata. Nienawidził siebie samego.
Czuł, jak pod jego powiekami zbierają się słone krople. Zacisnął je mocno, nie pozwalając łzom wypłynąć na wierzch. Nauczył się, że nie może okazywać słabości i obiecał samemu sobie, że nie będzie płakał. Nie może płakać. 
Choć myślał, że jest pozbawiony jakichkolwiek emocji, w tej chwili sądził, że jest ich w nim aż nazbyt. Jednak nie miał w sobie żadnych pozytywnych uczuć - po prostu był z nich wyprany, zupełnie, jakby ktoś odebrał mu możliwość jakiejkolwiek radości z życia. Cóż, w rzeczywistości tak właśnie było. Nie potrafił się szczerze roześmiać; jeśli się uśmiechał, był to jedynie kpiący uśmiech, zwykły grymas wypełniony cynizmem. Inaczej po prostu nie umiał. Do czasu wyjścia ze szpitala nie potrafił nawet płakać, nawet, gdy czasem naprawdę tego potrzebował, nie potrafił uronić nawet jednej, malutkiej łzy. A teraz chciało mu się po prostu wyć. Z całej tej pieprzonej bezsilności i nienawiści, jaką darzył wszystko w okół.
Opadł bezwładnie na łóżko, poddając się i po prostu pozwalając łzom płynąć.
- Wyjdź - szepnął do zaskoczonego Toma, nawet na niego nie patrząc. Chciał być sam i nic więcej go w tej chwili nie obchodziło. - Wynoś się.
Tom bez słowa wyszedł, zostawiając Billa na pastwę jego niszczących myśli. Wyszedł, pozwalając mu, by jego dusza poraz kolejny rozsypała się na milion malutkich kawałeczków.
I nie było nikogo, kto mógłby ją posklejać. 


Nazajutrz znów był tym samym zimnym i cynicznym Billem. Znów nałożył na twarz ostry makijaż, starajac się zakryć nim wszystkie oznaki przepłakanej nocy i przemęczenia. Znów wypił kilka butelek wody mineralnej, byleby tylko nie jeść. Znów nafaszerował się lekami przeciwbólowymi i psychotropowymi, które przepisał mu psychiatra w tym popieprzonym szpitalu. Wypił kilka mocnych kaw, chcąc choć trochę postawić się na nogi po kolejnej nieprzespanej nocy. Otoczył się znów grubą skorupą, która nie pozwalała wpłynąć jego emocjom na zewnątrz wśród ludzi. Założył na siebie grubą bluzę, choć było gorąco; on jednak trząsł się z zimna. Czwarty dzień bez jedzenia. Był ciekawy, jak długo jego organizm jeszcze to wytrzyma.  
Wyszedł z domu, tym razem nie reagując nawet na wołanie Toma. Czując, że jest zbyt słaby, by iść, pojechał do szkoły autobusem. Był w szkole szybciej niż Tom, choć i tak się spóźnił. Kiedy wszedł do klasy, zamarł i jak zamurowany przystanął w drzwiach. Miał ochotę odwrócić się i uciec jak najdalej. W jego ławce, na miejscu obok jego, siedziała bowiem przyczyna jego upadku, uosobienie skurwysyństwa. André.
Serce puściło mu się sprintem, gdy ten tylko na niego spojrzał tymi swoimi wielkimi, niebieskimi oczami. Przeszła go nikła myśl, że kiedyś przecież kochał te oczy; mógłby po prostu zatonąć w ich głębi. Teraz jednak, gdy w nie patrzył, miał ochotę mu je wydrapać swoimi pomalowanymi na czarno, zakończonymi białym akcentem paznokciami.
Spuszczając wzrok, usiadł w ławce gdzieś po drugiej stronie klasy, próbując zignorować fakt, że przed nim siedział Lous. Kiedy go mijał, kątem oka zauważył, że miał opatrunek na nosie. Tom ma przejebane, pomyślał. I ja też.
Po jakichś dziesięciu minutach do klasy jak burza wpadł Tom. Przeprosił za spóźnienie i rozejrzał się za Billem. Westchnął z ulgą, gdy go ujrzał. Usiadł obok niego, gromiąc po drodze Louisa nieprzychylnym spojrzeniem. 
- No no, panie Kaulitz. Jest pan drugi dzień w tej szkole, a już przychodzi pan w zasadzie na drugą połowę lekcji? Jestem pod wrażeniem odwagi. - Tom spojrzał krytycznie na nauczycielkę. Siwa, gruba jędza. Nawet lubił chemię, ale miał wrażenie, że ta baba zdecydowanie mu ją obrzydzi. - Proszę zapamiętać, Kaulitz, że ja nie toleruję spóźnień. Zapraszam do tablicy. 
Westchnął. Widząc, jakie zadanie kazała mu zrobić, uśmiechnął się cwaniacko. To było przecież dziecinnie proste! Nie minęła minuta, zadanie było zrobione. Bezbłędnie.
- Nieźle - przyznała kobieta. Tom już chciał wracać na swoje miejsce, ale nauczycielka zatrzymała go w pół kroku. - A pan gdzie się wybiera? Jeszcze szereg zadań przed tobą.
Tom westchnął głęboko, ale z ciętą miną zaczął robić wszystkie zadania ze sporej kartki, którą mu wręczyła. Każde kolejne było trudniejsze od poprzedniego, ale poradził sobie z nimi bez większego problemu. Cała klasa zapewne była mu wdzięczna, bo jędza męczyła go tak aż do dzwonka. Ręka aż go bolała od tego pisania. Z ulgą wyszedł z klasy, rozmasowując nadgarstek.
Na przerwie każdy schodził mu z drogi, co cholernie go irytowało. Nie chciał być jakimś cholernym "postrachem"! Przecież zrobił tylko to, co uważał za konieczne. Nigdy nie potrafił pozostać obojętnym, kiedy ktoś ranił jego bliskich. 
Louis nie podszedł do niego ani do Billa ani razu tego dnia, ba, nawet na nich nie spojrzał. Czarnowłosy bał się, ze to może być tylko cisza przed burzą i ten chłopak wraz ze swoimi popieprzonymi koleżkami szykuje coś większego, ale miał nadzieję, że to tylko jego przypuszczenia, które nie okażą się prawdziwe. Nawet do niego nie odezwał się ani słowem, choć nigdy nie obeszło się bez uszczypliwych komentarzy w jego stronę.  
Ten dzień minął naprawdę zadziwiająco spokojnie. André cały czas trzymał się na uboczu, płoszony nienawistnym spojrzeniem Billa. Tom ciągle siedział przy nim i choć czarnowłosy wciąż usilnie ignorował jego obecność, to również zaalarmowało André. Blondyn  nie wiedział, że byli braćmi; mieli w końcu inne nazwiska i na pierwszy rzut oka nie byli do siebie w ogóle podobni, nic więc dziwnego, że chłopak dostrzegł w Tomie zagrożenie.
Na długiej przerwie Bill zauważył, jakim wzrokiem André mierzył jego brata. Od razu domyślił się, co mu chodzi po głowie. Choć na początku tylko machnął na to ręką, pod koniec lekcji wpadł mu do głowy genialny pomysł.
Zamierzał wykorzystać naiwność blondyna.
Tom na pewno się zgodzi, pomyślał. Zmusi go.  

9 komentarzy:

  1. zapowiada się naprawdę mega historia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaaa poproszę następny odcinek, już! teraz! *___*

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz nieźle rozbudowany warsztat, piszesz naprawdę dojrzale. Pozwolisz, że z czystej ciekawości spytam, ile masz lat?
    Z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo no.. ciekawie się zapowiada, lecz widac, że Bill został bardzo i to bardzo skrzywdzony skoro tak bardzo chce odciąc sie od ludzi i to tych najbliższych.
    a ten Andre ... mam ochotę go skopac po tyłku i w ogóle zrobic mu krzywdę za to co zrobił Billowi !! Złośc mnie ogarnia gdy pomyślę o jego postaci...

    Bardzo podoba mi sie Twoje opowiadanie i będe tutaj częsciej zaglądac, a tymczasem zapraszam do siebie, gdzie pojawił się długo oczekiwany odcinek ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przede wszystkim dziękuje Ci bardzo za podesłanie linka. Opowiadanie chodź to dopiero początki jest tak wciągające, że teraz na pewno będę tu zaglądać :)
    Co do odcinka, to rzecz jaka mi się rzuciła w oczy to, to że Bill nie je. Jeśli jego zamysłem jest zagłodzić się na śmierć, to jest na jak najlepszej drodze, no chyba, że nie je, bo jego psychika mu na to nie pozwala, to jakoś się nazywa, nie pamiętam jak, ale nie chodzi mi o bulimię ani anoreksję, bo jemu raczej nie chodzi o to by się odchudzić. Druga sprawa, to jego pomysł na zrobienie Andre na złość i wciągniecie w to Toma, tu mam dwie koncepcje; pierwsza, to że poprosi Toma żeby go zastraszył; a druga to, że poprosi Toma żeby udawał, że są dla siebie kimś więcej, i do tej koncepcji skłaniam się bardziej. I wydaje mi się, że od takiej błahostki zrodzi się między nimi to prawdziwe szczere uczucie, no takie mi się nasuwają przemyślenia.
    A tak jeszcze na marginesie, to mam pytanie, czy odcinki będą publikowane w jakiś konkretnych terminach?
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo weny.
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rozdziały "Zabić wspomnienia" będą pojawiać się w każdą środę, "Sąsiad" miał pojawiać się w niedziele, ale na razie wena na Sąsiada mi gdzieś uciekła. :)

      Usuń
    2. O! Czy to oznacza, że jutro będzie kolejny odcinek? :D

      Usuń
  6. Witaj ;) U mnie pojawił się 11 odcinek Polsko - niemieckich marzeń, a także One Shot ;)

    zapraszam i zachęcam do pozostawienia opinii ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przepadam za opowiadaniami, w których Bill jest ofiarą, ale dla Ciebie robię wyjątek z wielkiej miłości do Twojej twórczości :)
    Tom wreszcie stanął w obronie Billa. Plus dla niego. Ma farta, bo może B. wreszcie zrozumie, że jego brat wcale nie jest taki zły i mimo że w przeszłości nie zachował się zbyt miło, nic jeszcze nie jest skończone.
    Wiem już, co knuje Bill, bo czytałam ciąg dalszy, ale nadal boję się, co z Andre. Koleś działa mi na nerwy i szkoda mi małego czarnowłosego chudzielca.

    OdpowiedzUsuń