niedziela, 9 listopada 2014

5. Zabić wspomnienia

Jestem nieco zawiedziona ilością komentarzy pod prologiem "Stockholm syndrome", ale byłabym okrutna, jeśli zwlekałabym dłużej z dodaniem tego rozdziału.
Miłego czytania!




Chodził niespokojnie w tę i we w tę po szpitalnym korytarzu, oczekując na mamę, po którą zadzwonił jeszcze w karetce. Mijała druga godzina od ich pobytu w tym miejscu i strasznie się niecierpliwił. Lekarz powiedział, że muszą wykonać najpierw wszystkie potrzebne badania, więc był zmuszony czekać. Tabletka na uspokojenie wciąż jeszcze działała i czuł się dziwnie otumaniony, ale w myślach cieszył się, że mu ją wcisnęli. Inaczej byłoby naprawdę nieciekawie i podejrzewał, że wynosiliby go ze szpitala w kaftanie bezpieczeństwa. Zaśmiał się pod nosem do swoich myśli, mimo powagi sytuacji.
Gdy wreszcie ujrzał rodzicielkę, ruszył chwiejnym, lecz szybkim krokiem w jej kierunku.
- Co z nim? - spytała zmartwiona, próbując powstrzymać cisnące się jej do oczu łzy, na co jej syn wzruszył tylko ramionami. Sam chciałby to wiedzieć.
- Nie wiem, lekarz powiedział, że zaraz przyjdzie.
Jak na zawołanie, mężczyzna w białym kitlu wyszedł z pomieszczenia, w którym położyli jego brata. Tom niemal do niego podbiegł, a za nim kroczyła Simone. Miała łzy w oczach. Obawiała się najgorszego - od próby samobójczej syna była przewrażliwiona. Nienawidziła szpitali, bo kojarzyły jej się z tymi okropnymi wydarzeniami, a teraz czuła, że to znów będzie codziennością.
Dlaczego nawet najlepszy psycholog w mieście nie był w stanie pomóc jej synowi? Spędziła wiele czasu na szukaniu dobrej pomocy i dopiero w szpitalu psychiatrycznym polecili jej Patricka Drechslera, który miał okazać się najlepszym rozwiązaniem.
Niestety nawet najlepszy psycholog na świecie nie mógłby pomóc, jeśli Bill nie mówił całej prawdy. Ale nie mogła tego wiedzieć, bo sama jej nie znała. Myślała, że to tylko taki wiek, a Bill zawsze był wrażliwą osobą, ale po jego próbie samobójczej nie wiedziała już, co ma o tym wszystkim sądzić.
- Co z nim? Obudził się? - Tom szybko wyrzucił z siebie pytania, chcąc jak najprędzej usłyszeć odpowiedź.
Doktor głośno westchnął.
- Tak, już dwie godziny temu. Leży pod kroplówką. Pani Trumper? - Kobieta spojrzała na niego pytająco. - Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale czy mają państwo dobre warunki w domu? To znaczy... dostępne pożywienie i tym podobne?
- Mamy bardzo dobre warunki - odpowiedziała z nieukrywanym oburzeniem. - Co to ma z tym wspólnego?
Mężczyzna znów westchnął.
- Cóż, pani syn ma bardzo dużą niedowagę. Waży niecałe czterdzieści osiem kilogramów przy metrze osiemdziesiąt pięć wzrostu. Zrobiliśmy mu wszystkie podstawowe badania, w tym badanie krwi, które wykazały ostrą anemię. Jego organizm jest bardzo osłabiony, a jeśli jest tak, jak pani mówi, będzie potrzebna konsultacja z psychologiem.
- Bill ma już psychologa. Kilka dni temu wyszedł ze szpitala psychiatrycznego - wyjaśniła. - Dlaczego jest to potrzebne w tym wypadku? Co pan ma na myśli?
- Nie jestem specjalistą w tej dziecinie, mogę jedynie podejrzewać. Być może to tylko reakcja organizmu na stres, brak apetytu, rozumie pani. Ale przypuszczam, że Bill może chorować na anoreksję.
Kobieta z wrażenia opadła na najbliższe krzesło.
Anoreksja?
Nie mogła w to uwierzyć. Dlaczego nic nie zauważyła? Co z niej za matka, skoro nie potrafiła wyczuć, że coś jest nie tak? Jak mogła być aż tak ślepa?
Nie mogła sobie do tej pory wybaczyć, że jej syn podjął się targnięcia na swoje życie, a teraz okazało się, że Bill być może choruje na anoreksję. Dlaczego nie siedziała przy nim, kiedy nie chciał jeść? Przecież to trwało już co najmniej od kilku miesięcy!
Zawsze tłumaczył się brakiem apetytu i obiecał jej, że zje coś później, a ona za każdym razem mu wierzyła. Kiedy później przychodziła do niego i widziała pusty talerz, była pewna, że naprawdę to zjadł. Nawet przez myśl jej nie przyszło, że mógł ją oszukiwać.
Teraz miała do siebie pretensje, że tego nie dopilnowała.
- Czy pani syn mdlał w ostatnim czasie?
- W szpitalu zemdlał ponoć kilka razy, ale myślałam, że to przez osłabienie po próbie samobójczej... Nie sądziłam, że... Boże... - Simone załamała ręce. W jej oczach świeciły już łzy bezradności. Tom, do tej pory słuchający tego wszystkiego z zapartym tchem, w końcu się odezwał.
- Bill nie ma anoreksji.
Doktor oraz Simone spojrzeli na niego pytająco. Tom westchnął, ale kontynuował.
- Po prostu go znam. Może i nie widziałem się z nim sporo czasu, ale wiem, że nie jest na tyle głupi, by wplątać się w coś takiego.
- Anoreksja to choroba, a nie widzimisię, panie Trumper.
- Kaulitz. Nazywam się Kaulitz - sprostował, a widząc zaskoczone spojrzenie lekarza, dodał jeszcze: - Trudna sytuacja rodzinna.
- No dobrze, ale nie możesz być pewnym, co dolega Billowi. Od tego są profesjonalni lekarze. Ty nie możesz tego stwierdzić.
Tom zmierzył mężczyznę spojrzeniem. Może i faktycznie był lekarzem, ale to nie on znał Billa od urodzenia. Nie wiedział o nim tyle, ile on sam - nikt o nim tyle nie wiedział.
- Po prostu to wiem. Mogę do niego iść?
- Jasne. Tylko go za bardzo nie męcz, musi odpoczywać. Ja porozmawiam jeszcze z waszą matką - powiedział bardziej do siebie niż do Toma, bo ten był już pod drzwiami sali brata i ani myślał słuchać dużej gadania tego doktorka. Nawet nie pukając, wszedł do sali, od razu zamknąwszy za sobą drzwi.
Bill leżał odwrócony do niego tyłem, nie zareagował nawet na dźwięk otwieranych drzwi. Tom w pierwszej chwili pomyślał, że zasnął, ale kiedy pogładził go po ramieniu, czarnowłosy powoli odwrócił się w jego kierunku i spojrzał mu w oczy z zaciętością.
- Co tu robisz? - warknął cicho, a Tom oniemiał. Instynktownie cofnął rękę i spojrzał na bliźniaka zdezorientowany. Co mu znowu odbija? - Wyjdź stąd.
Uniósł brwi w geście zdziwienia. Co to miało być?
- Bill... - szepnął, choć zaczynało się w nim wszystko gotować. Wszystkie jego starania na nic! Co on sobie, do cholery, wyobraża?! To wszystko zaczynało go już przerastać. Położył znów dłoń na jego ramieniu, ale bliźniak ją strącił.
- Nie dotykaj mnie, jeśli to nie jest konieczne. To, co się dzisiaj stało, nie powinno się w ogóle wydarzyć. - Mówił powoli i cicho, bo ledwo był w stanie wydusić z siebie te kilka słów. Czuł się potwornie i miał wrażenie, że w każdej chwili może znów stracić kontakt z rzeczywistością.
- Co ty pieprzysz? - warknął już wyraźnie podenerwowany Tom. Miał ochotę wstać i po prostu trzasnąć drzwiami, zostawiając Billa samego, ale siedział wciąż przy nim, w głębi duszy licząc, że Bill zaraz wybuchnie śmiechem i powie, że żartował. Nic bardziej mylnego.
- Mieliśmy grać przed innymi, a nie przed sobą - odpowiedział, spoglądając na niego lekceważąco i wrócił do poprzedniej pozycji, pokazując tym samym Tomowi, że nie jest tu mile widziany. Dredziarz zacisnął pięści ze złości.
- Wiesz co, Bill? Przypierdoliłbym ci teraz, gdyby nie ta kroplówka. - Machnął ręką. - Coś ci się chyba znów poprzestawiało w tej twojej chorej głowie po tym omdleniu - warknął i nie chcąc już dłużej nawet patrzeć na bliźniaka, po prostu wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Zawsze miał to do siebie, że bardzo łatwo było go wyprowadzić z równowagi i tylko i wyłącznie ciężki stan Billa powstrzymywał go od wypowiedzenia kilku niezbyt przyjemnych słów.
Nie rozumiał go. Nie rozumiał już nic.

***

Wrócił do domu sam, bo Simone chciała jeszcze zostać w szpitalu z jego bratem, który, jak się potem okazało, miał tam zostać jeszcze przez co najmniej dwa tygodnie. Nie znał jeszcze zbyt dobrze miasta, więc zgubił się jakieś cztery razy, zanim wreszcie dotarł do domu, który teraz świecił pustkami. Cisza w nim panująca jeszcze bardziej go przytłaczała.
Niemiłosiernie się nudził, będąc samemu. Spojrzał na zegarek, który wskazywał dopiero godzinę dwunastą. W zasadzie mógł jechać jeszcze do szkoły, miał w końcu jeszcze trzy lekcje, jednak stwierdził, że aż tak mu się nie nudzi.
Przeklinał to, że praktycznie nikogo tu nie znał. Co prawda sporo dziewczyn z jego obecnej szkoły dało mu swój numer telefonu, widocznie licząc na jakiś odzew, jednak on nie był zainteresowany głębszą znajomością z płcią przeciwną - wolałby znaleźć tutaj jakiegoś dobrego kumpla, z którym mógłby na przykład wyskoczyć na piwo. Jednak nie liczył nawet, że w tej szkole kogoś takiego spotka; od incydentu z Louisem znaczna większość się go bała, a reszta należała do paczki tego konowała, z którym nie chciał mieć nic do czynienia.
Nie mając nic lepszego do roboty, usiadł w salonie przed plazmowym telewizorem, zabierając wcześniej z kuchni jakieś niezdrowe przekąski. Włączył głośno jakąś stację muzyczną, chcąc zagłuszyć swoje myśli i ułożył się wygodnie, komentując w myślach grę na gitarze jakiegoś chłopaka. Oczy przymykały mu się ze zmęczenia i nie spostrzegł nawet, kiedy zasnął.



- Tom? - Simone weszła do domu, targając za sobą siatki z zakupami. Wracając ze szpitala, kobieta wstąpiła jeszcze do jakiegoś pierwszego lepszego supermarketu, chcąc uzupełnić małe braki w lodówce. - Jesteś tu? - Postawiła pełne torby w kuchni, zmierzając od razu do salonu, z którego dobiegały odgłosy z włączonego telewizora. Uśmiechnęła się lekko, gdy zobaczyła swojego syna smacznie śpiącego na kanapie w dość śmiesznej pozycji z paczką chipsów na brzuchu. Wyłączyła grający głośno telewizor. Nie budziła go; nie miała serca tego robić ani też nie było takiej potrzeby. Uważała, że Tomowi należała się chwila spokoju i wytchnienia, w pełni zasługiwał na kilka godzin snu. Wiedziała, że teraz będzie miał z tym problemy, zupełnie jak ona. Za bardzo martwiła się o Billa i nie wątpiła w to, że Tom również.
Simone wiedziała, że Tom strasznie przeżywa wszystko to, co dzieje się z jego bratem. To, kim się stał. Codziennie, odkąd blondyn się tu wprowadził, widziała, jak się męczy i cierpi, każdego dnia próbując odzyskać brata. A ona nic nie mogła na to poradzić, bo sama straciła syna.
Dopadały ją właśnie wątpliwości, czy sprowadzenie tutaj Toma było dobrym pomysłem. Tak strasznie wykłócała się o to z byłym mężem, który najprawdopodobniej miał rację. Chciała, by Tom przyjechał tu, wprowadził więcej kolorów do tego domu; w końcu zawsze był taki wesoły i beztroski. Westchnęła w duchu; przecież Bill kiedyś też taki był. Chciała, by Tom sprawił, by jego brat był taki, jaki był jeszcze przed wyjazdem do Francji. Myślała, że czarnowłosego tak bardzo niszczyło rozstanie z bratem, w końcu zawsze byli sobie najbliżsi. Bill przecież potrzebował Toma, tego silniejszego fizycznie i psychicznie, jako swojego oparcia. Kiedyś nie potrafili bez siebie funkcjonować i miała wrażenie, że tą przeprowadzką wszystko zniszczyła.
Jednak kiedy teraz widziała, jak go traktuje, czuła, że to nie to. A może Bill go o coś obwiniał? Nie wiedziała. Wiedziała tylko tyle, że nie przeżyje, jeśli Tom stanie się taki sam.
Podeszła do stacjonarnego telefonu, wyraźnie się wahając. Czy to aby na pewno dobra decyzja? Co, jeśli to pogorszy sprawę jeszcze bardziej? Chyba nie może być już gorzej, pomyślała.
Wykręciła odpowiedni numer.
- Cześć, Jörg...

***
Powoli otwierał posklejane powieki, ziewając szeroko. Spojrzał zaspanymi oczami na zegar ścienny, którego wskazówki pokazywały godzinę czwartą po południu. Kiedy zdążył zasnąć?
Chciał wstać, lecz usłyszał z sąsiedniego pomieszczenia urywki rozmowy, najprawdopodobniej przez telefon, bo słyszał tylko głos swojej matki.
Podniósł się cicho z łóżka, próbując nie wydawać żadnych dźwięków.
- Nie wiem, czy  to był dobry pomysł... Tak, wiem, mówiłeś...
Nie to, że podsłuchiwał. Po prostu był ciekawy. Podszedł bliżej drzwi, by mógł lepiej słyszeć.
- Odeślę do ciebie Toma jak tylko Bill wyjdzie ze szpitala. Cześć...
Co?
Otworzył zamaszyście drzwi. Simone wpadła na niego; najwyraźniej właśnie zamierzała sprawdzić, czy jeszcze śpi. Tom spojrzał na nią z niedowierzaniem. Naprawdę chciała go odesłać? Przecież nie mogła tego zrobić!
Kobieta zmieszała się. Wiedziała już, że Tom usłyszał, o czym rozmawiała z ich ojcem. Spojrzała na syna z troską w oczach, a dredziarz tylko prychnął.
- Tom, to dla twojego dobra...
- Dla mojego dobra? - syknął. - A dobrem Billa już się nie przejmujesz, bo zaczął sprawiać problemy? Już spisujesz go na straty, nie chcesz dać mi nawet szansy mu pomóc! - krzyknął, a w oczach kobiety zaświeciły łzy.
Prawda, był wściekły na Billa za to, co dziś powiedział. Był wściekły i najchętniej wyjechałby z dala od niego, ale nie mógł tego zrobić. Choć bliźniak traktował go jak ostatnie gówno, wiedział, że problem nie tkwi w nim. To było coś znacznie głębszego i gorszego, a on nie spocznie, póki nie dowie się, co aż tak go zniszczyło. I nie zabije osoby, która była za to odpowiedzialna.
Widząc łzy wypływające spod powiek Simone, westchnął, próbując poskromić swoją złość. Przecież chciała dobrze, nie powinien tak wybuchać.
- Tom...
- Zostanę tu, mamo - odparł cicho. - Obiecałem sobie, że mu pomogę i dotrzymam obietnicy.
Simone już się nie odezwała. Starła tylko świeże krople łez z policzków i podeszła do Toma, zamykając go w swoich ramionach. Blondyn czuł, jak ciałem jego matki raz po raz wstrząsa silny szloch. Sam miał ochotę zwyczajnie rozpłakać się jak małe dziecko, ale to właśnie on musiał być silny za wszystkich, choć chciało mu się wyć z bezsilności.
Wiedząc, że jeśli zostanie w jej objęciach jeszcze przez chwilę, najzwyczajniej się rozbeczy, odsunął się delikatnie. Spojrzał na rodzicielkę jeszcze raz zbolałym wzrokiem, zanim uciekł do swojego pokoju i zamknął się w nim, chcąc mieć chwilę spokoju.
Bo czuł, że już długo nie będzie dane mu go zaznać.

15 komentarzy:

  1. O ja pier.dolę. Siedzę i ryczę. Jak Simone w takim momencie w ogóle pomyślała o odesłaniu Toma? O odesłaniu własnego syna? Nie podoba mi się to, a chwała Tomowi za to, że jest taki uparty. To dobrze wróży. Czekam na więcej!

    PS. Oglądasz Polimaty? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Płacze ;-;
    Smutno mi się zrobił...
    Mi się wydaje że Simone nie wie co robi tak samo jak Bill...
    Biedny Tom...mam nadzieję że Bill i Tom będą jeszcze szczęśliwi...ale przed tym muszą jeszcze pocierpiec...
    Czekam na next :3

    OdpowiedzUsuń
  3. ahhh denerwuje mnie ten Bill!! co on odwala... Tom sie stara jak może a on... eh

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedny Bill, zastanawiam się co go tak zmieniło. I co teraz zrobi Tom, zawziął się, to pewne, kocha bliźniaka, ale do Billa trzeba mieć na prawdę anielską cierpliwość.
    I nadal nie wiem, co chciał osiągnąć Bill tym głodzeniem się, zabić się czy zwrócić uwagę Toma... Czekam niecierpliwiec na kolejny odcinek.
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeeej :/
    Biedny Bill :(


    http://we-found-us.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadrabiam zaległości. Buhahaha, chyba wiek minie, nim pokomentuję to wszystko co wcześniej chamsko olałam. Przepraszam. Ale jestem leniem i ostatnio nie mam weny na pisanie komentarzy. Zdecydowałam dziś jednak, że tak nie można i piszę rozlazłe komentarze bez ładu i składu.
    Nooo, to... Podobał mi się ten rozdział. Choć jest trochę taki smutny. Uwielbiam Billa i to jego zapatrzenie we wszystko inne niż dbanie o samego siebie. Ale nie podobało mi się to, że zachował się tak brutalnie i niemiło w stosunku do Toma ;c buu, buu. A Simone... jak ona mogła w ogóle pomyśleć o odesłaniu Toma? Już jej nie lubię i basta! xD
    Czekam na kolejny rozdział.
    Weny weny weny i czasu na pisanie! ♥
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. jestem nową czytelniczką, która całkiem przypadkiem tutaj zajrzała i już nadrobiła zaległości. Jestem pod wielkim wrażeniem, dlatego zostawiam po sobie ślad.
    Wszyscy się tutaj pogubili, tak sądzę, i próbują do siebie nieudolnie dotrzeć. Tom do Billa, Simone do synów, Bill do Toma. Bo jestem pewna, że mimo tej jego `niechęci` do brata i tak go kocha i pragnie jego bliskości. Być może się boi czegoś, być może coś mu się przykrego wydarzyło i dlatego okrył się taką skorupą i nie chce do siebie nikogo dopuścić.
    Weny życzę i czekam na dalszą część ich historii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ehhh ... współczuje Simone, biedna tyle przeszła ..
    A Bill ? Wiem,że jest mu cięzko, ale musi też pomyśleć o swych najbliższych, a mianowicie o Simone i wziąć się w garść.
    Wiem,żę jest życie nie jest kolorowe, ale dzięki wsparciu najbiższych podniósłby sie.
    Ahhh mam nadzieję, że biedaczysko szybko wyjdzie z tego szpitala i nic mu nie będzie.
    Tom ? Tom musi zostać przy nim i wspierać go za wszelką cenę.
    Oni się kochają , widać to.

    Pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że zwlekałam z przeczytaniem, bo jakbym przeczytała tylko pierwszy rozdział i musiała czekać od razu na kolejny, byłabym zła:) Bardzo podoba mi się ten pomysł, no i samo wykonanie. Dobrze idzie ci oddawanie poszczególnych emocji bohaterów. Na początku się bałam, że Tom będzie za miękki, tak wlepiał te biedne ślepia w Billa, ale jak przywalił Luisowi (nie wiem, czy dobrze napisałam) to już wiedziałam, ze to nasz Tommy :D
    Cóż, opowiadanie się dopiero rozkręca, więc nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać. Szkoda mi oczywiście Billa, bo widać, że spotkało go coś strasznego i jest bardzo smutny z powodu rozstania z bratem. Mam nadzieję, że obecność Toma ukoi jego rany i znowu będzie dawnym sobą.
    Pozdrawiam!
    obsesja

    OdpowiedzUsuń
  10. Obiecałam, że pojawię się tu w piątek i jestem :D
    Szczerze? Bill zaczyna mnie wkurzać. Co on sobie myśli? Tom się o niego martwi, a on tak mu dziękuje? Przecież wciąż czuje coś do Toma, niech przestanie zgrywać takiego twardziela.
    Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Już od jakiegoś czasu zabieram się za komentowanie i zabrać się nie mogę, chociaż odcinek przeczytałam kilka dni temu. Albo to przez tę pogodę, albo przez to, że jestem od tygodnia chora. ;; No ale skomentuje, bo w końcu pisałam ci, jaką zasadę wyznaję i będę się jej trzymać! :D
    Podoba mi się twoje opowiadanie. Sam pomysł jest świetny, a to, jak piszesz... No po prostu świetnie. Pamiętam jak czytałam twoje opowiadania jakiś rok/dwa lata temu, więc widać różnicę i znaczną poprawę. No i nie ukrywam nadziei, że chociaż to opowiadanie doprowadzisz do końca. Nie wiem, co więcej napisać. Chyba zacznę komentować w ten sam dzień, jak czytam odcinek, bo potem zapominam to, co wtedy myślałam i czułam, więc następnym razem postaram napisać się coś więcej.
    Czekam na kolejną część.
    Weny.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam na nowy odcinek Twincest :)
    Buziaaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam, jak Tom jest taki stanowczy i pyskaty. Naprawdę. Niech pokaże, że ma jaja i niech, cholera, ratuje tego małego, tchórzliwego braciszka! Przykre jest to, że Billowi znów się odmieniło i odepchnął od siebie Toma. To, co między nimi się rodzi, jest naprawdę piękne i nie chciałabym, żeby przechodzili przez kolejne piekło, zanim będą mieli szansę poznać prawdziwe szczęście. Poza tym Simone... Stara, nie przesadzaj, gdzie ty chcesz tego swojego synalka odsyłać! Miejsce braci jest obok siebie, RAZEM, no way. Tom nie może go opuścić, nawet jeśli Bill każe mu spie*dalać. I wiem, że go nie zostawi. Kocha go. Cholernie go kocha.

    OdpowiedzUsuń