niedziela, 16 listopada 2014

6. Zabić wspomnienia

Rozdział, na który chyba czekał każdy z was. Cóż, prawdopodobnie zechcecie mnie zabić...
Nie przeciągam już dłużej i zapraszam!
PS Liczę na wasze komentarze pod tym rozdziałem, gdyż jest on w dużej mierze przełomowy. Nie zawiedźcie mnie!

_________________




Nigdy wcześniej nie miał problemów ze snem, tym razem jednak nie mógł nawet zmrużyć oka. Choć był sam środek nocy, znudzony ciągłymi próbami zaśnięcia, przysiadł w końcu na łóżku i wciągnął swoją gitarę na kolana. Zaczął grać jakąś spokojną melodię, próbując uciec do swojego świata, ale nawet to tej nocy nie było mu dane. Wciąż mylił akordy i musiał włożyć w opanowanie się naprawdę wiele wysiłku, by po prostu nie wstać i nie rozwalić instrumentu o ścianę. Zrezygnowany odłożył więc gitarę na miejsce. Nie zastanawiając się już dłużej, chwycił po gruby, czarny zeszyt spoczywający pod jego łóżkiem i po prostu zaczął pisać.
Rzadko po niego sięgał; właściwie tylko wtedy, gdy było już tak źle, że nie potrafił uporządkować swoich myśli. Wszystkie wpisy wyglądały zazwyczaj identycznie - były chaotyczne, nieskładne i każdy z nich dotyczył Billa.
Czuł się jak jakaś nieszczęśliwie zakochana nastolatka. Pamiętnik? Przecież to żałosne, pomyślał. Ale czasem naprawdę mu to pomagało. Od zakochanej nastolatki różnił się właściwie tym, że jego sytuacja była znacznie gorsza - pomijając już to, że Bill był chłopakiem - był jego cholernym, rodzonym bratem.
Zapisał kolejną linijkę swoich myśli.


Nie poszedł rano do szkoły; nie byłby w stanie na niczym się skupić i podejrzewał, że staranowałby wszystkich i wszystko, co tylko mu stanie na drodze, więc dla bezpieczeństwa swojego i otoczenia wolał zostać w domu.
Nie wiedział kompletnie, co ze sobą zrobić. Starał się obejrzeć jakiś program w telewizji, posprzątał w swoim pokoju i nawet próbował się uczyć, starając się za wszelką cenę odsunąć z dala od siebie myśli o jego bracie, ale nic nie pozwoliło mu o nim nawet na chwilę zapomnieć. W końcu, po długiej i zaciętej walce z samym sobą, postanowił, że pojedzie do szpitala.
Choćby Bill miał go z niego wykopać na zbity pysk, ale musiał go chociaż zobaczyć.
Do tej pory nie miał pojęcia, jakim cudem zdołał wytrzymać bez Billa cały rok.
Tłumaczył się, że został w Niemczech ze względu na dziewczynę, ale powód był w rzeczywistości zupełnie inny. Prawda, zależało mu na niej, ale była dla niego tylko przyjaciółką - nikim więcej. Dla Billa jednak wersja musiała być inna, niekoniecznie prawdziwa.
Został w ojczystym kraju, by zabić w ich obu to zakazane uczucie. Wiedział, że już dłużej by nie wytrzymał; rozwód rodziców był więc idealną okazją, by na jakiś czas ich rozdzielić.
Każdego kolejnego dnia, gdy jeszcze mieszkali w Niemczech, czuł, że niedługo pęknie i po prostu wyzna Billowi prawdę. Nie mógł wtedy patrzeć w jego przepełnione bólem oczy i obserwować jego pełnych, słodkich ust wypowiadających słowa "kocham cię", na co nigdy nie mogły otrzymać odpowiedzi. Bill kochał go szalenie, a Tom starał się, żeby bliźniak nigdy nie dowiedział się o tym, że darzy go tą samą, wariacką miłością. I udało mu się - Bill najwyraźniej zapomniał nie tylko o tym uczuciu, ale i o ich braterstwie.
Wszedł do taksówki, podając kierowcy adres miejsca, do którego zmierzał. Droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Nerwowo wpatrywał się w widoki za oknem, próbując zapamiętać każdy szczegół drogi - był zmuszony wracać na piechotę, jego portfel świecił pustkami.
Stanął przed olbrzymim, jasno-niebieskim budynkiem, chwilę się wahając, zanim do niego wszedł.
W recepcji spytał, gdzie leży jego brat. Musieli w końcu przenieść go z izby przyjęć, skoro zamierzali trzymać go tutaj dwa tygodnie. Za pomocą jakiejś pielęgniarki odnalazł salę brata i nacisnął niepewnie klamkę, przygotowując się na najgorsze.
Odetchnął z ulgą. Bill spał.
Przysiadł cicho na krześle obok jego łóżka i obserwował jego spokojną, delikatną twarz. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała równomiernie. Kiedy spał, wydawał się być zupełnie innym człowiekiem...
Chciał złożyć na jego bladym policzku delikatny pocałunek, ale powstrzymał się siłą woli, zamiast tego obejmując jego chłodną dłoń swoją, spoglądając krytycznie na wenflon w zgięciu jego ręki.
- Tom? - Usłyszał zaspany, zmęczony głos. Przeniósł od razu wzrok na zaskoczoną twarz Billa i w popłochu puścił jego dłoń.
- Jak się czujesz? - szepnął ostrożnie, jakby obawiając się ataku. Zamiast tego czarnowłosy przymknął tylko oczy, odwracając głowę w przeciwną stronę.
- Jak naćpany - mruknął. - Nie powinno cię tu być.
- Bill...
- Rozmawialiśmy o tym wczoraj - przerwał. - To, co zrobiliśmy, było... Głupie. mamy tylko udawać, rozumiesz? Trzymać się za rączki i czasem dać sobie buziaka na jego oczach, rozumiesz to? - syknął sarkastycznie, a Toma coś wręcz sparaliżowało. W chwilę potem ogarnęła go zwyczajna wściekłość.
- Wiesz co, Bill? Przyszedłem tu, bo chcąc nie chcąc jesteś moim cholernym bratem i TROCHĘ - zaintonował - się o ciebie martwię. Ale skoro nie potrafisz nawet tego docenić, to się pierdol - warknął, wstając z niewygodnego, białego krzesła i patrząc na Billa z góry, powiedział jeszcze: - I nie dotykaj mnie więcej. Nie jestem zboczonym pedałem.
Bill spojrzał na niego zaskoczony, wcale się jednak nie odzywając. Obserwował bez słowa, jak jego bliźniak zmierza ku wyjściu.
- Nie potrzebuję cię! - Tom usłyszał jeszcze donośny, jakby rozpaczliwy krzyk zza zamkniętych drzwi, zanim od nich odszedł.
Może gdyby zawrócił, zrozumiałby. Gdyby tylko spojrzał w oczy Billa i przedarł się przez warstwę cynizmu, dostrzegłby w nich żal. I gdyby widział płynące teraz strumieniem po jego bladych policzkach łzy, zrozumiałby, że Bill tak naprawdę go potrzebuje.
Jak niczego innego.
- Świetnie - warknął i po prostu wyszedł ze szpitala, klnąc cicho pod nosem, choć miał ochotę wywrzeszczeć całemu światu, jak beznadziejnie się teraz czuł.
Nie widział już dłużej sensu w staraniu się dalej, by odzyskać bliźniaka. Czuł, że nie ma żadnych szans, by dowiedział się, o co mu chodziło, a bez tej wiedzy nie było szans, by był w stanie mu pomóc. Czuł się bezradny. Zaczynał już nawet rozważać, czy rzeczywiście nie wrócić do Niemiec.
Przystanął nagle w miejscu, przez co wpadła na niego jakaś kobieta.
- Przepraszam - powiedział, kręcąc z politowaniem głową i ruszył dalej. Jak w ogóle mógł tak pomyśleć? Przecież nie mógł tak zostawić Billa, niezależnie od tego, jak go traktował!
Musiał tu zostać i koniec. Dowiedzieć się, o co chodzi i pomóc Billowi za wszelką cenę.

***
Minął już tydzień, odkąd był u niego ostatni raz. Na razie postanowił odpuścić sobie jakiekolwiek rozmowy z nim; wolał poczekać, aż w miarę dojdzie do siebie. A potem zamierzał męczyć go tak długo, aż nie wyjawi mi prawdy. I zakodował sobie w myślach, że będzie musiał wpychać mu jedzenie nawet na siłę - nie mógł pozwolić, by jego brat dłużej się wyniszczał. Miał pretensje do siebie, że nic nie zauważył. Tak bardzo skupiał się na tym, by go odzyskać, że przegapiał najistotniejsze rzeczy. Przyrzekł sobie, że teraz będzie się baczniej przyglądać swojemu bratu.
Przez cały ten tczas nie pojawił się w szkole, będąc pewnym, że nie będzie mógł się na niczym skupić. Chyba, że na przemeblowywaniu buźki Lucasa, b wiedział, że on w jakiś sposób z pewnością był w to wszystko zamieszany. I do tego sama jego osoba wyjątkowo działała mu na nerwy.
W końcu jednak, po wielu prośbach i błaganiach Simone, zebrał się w sobie i postanowił wreszcie zawitać do szkoły. Nie chciał przysparzać jej jeszcze więcej zmartwień. Nie zasługiwała na to. Chociaż musiał przyznać, że w pewnym momencie to właśnie ją zaczął obwiniać o wszystko - o to, że nie dopilnowała, by Billowi nic się nie stało, że nie dała mu znać, że coś złego się z nim dzieje. Ale szybko otrząsnął się z tych myśli; przecież co ona mogła zrobić? Nie mogła być przy nim bez przerwy i pilnować go na każdym kroku, zwłaszcza, że pracowała.
Na myśl przyszedł mu też ich ojczym, Gordon. Czy to możliwe, że to on mógł być winien doprowadzenia Billa do takiego stanu? Tyle się przecież słyszy o ojczymach molestujących swoich pasierbów,  że był skłonny w to uwierzyć. Matka mówiła, że wyjechał w delegację, ale czy to była prawda? Może po prostu uciekł, nie mogąc wytrzymać z wyrzutami sumienia lub obawiając się, że wszystko wyjdzie na jaw?
Nie wiedział już, co miał o tym wszystkim myśleć. Na siłę próbował znaleźć winnego, doszukując się wad w każdej osobie, która tylko miała styczność z Billem. Po prostu miał już tego wszystkiego dość i jak najprędzej chciał dociec prawdy, choć z każdym kolejnym mijającym dniem coraz bardziej bał się ją odkryć.

Kiedy tylko wszedł do szkoły, od razu zechciał z niej uciec. Wszystko ostatnio tak go irytowało, że miał ochotę dołożyć pierwszej lepszej osobie, która tylko patrzyła na niego dłużej, niż w jego mniemaniu powinna.
Oliwy do ognia dołożył jeszcze fakt, że pierwszą jego lekcją była chemia, na którą w dodatku się spóźnił. Widząc  znienawidzoną przez niego nauczycielkę, warknąwszy pod nosem, rzucił niedbale plecak na ławkę i usiadł, oczekując tylko na wezwanie do tablicy.
Ku jego zdumieniu i uciesze nic takiego się jednak nie stało. Kobieta musiała chyba dostrzec, że jest w podłym humorze i lepiej jeszcze bardziej go nie denerwować, bo wyglądał tak, jak gdyby miał się zaraz na kogoś rzucić. Posłała mu tylko ostrzegawcze spojrzenie i przez całą lekcję nawet go nie spytała, mógł więc cieszyć się względnym spokojem.
Mimo, że rankiem wcale się na to nie zapowiadało, te kilka lekcji w szkole minęło mu bez większych nerwów. Wszyscy trzymali się od niego z daleka i zaczął dostrzegać plusy w tym, że większość uczniów po prostu się go bała. Na ostatniej przerwie, ciesząc się, że została już tylko jedna lekcja, poszedł do toalety za potrzebą.
I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie zobaczył tam Louisa, który wyglądał podejrzanie tak, jakby czekał tam właśnie na niego.
Próbował go ignorować, nie patrząc nawet w jego stronę, ale mimo to zawładnął nim dziwny strach. Rozejrzał się powoli, nie chcąc pokazywać swojemu przeciwnikowi, że się boi. Jęknął w myślach żałośnie. Byli tu sami i w razie czego nie było nikogo, kto mógłby ich rozdzielić.
- Gdzie twój braciszek? Czy raczej... chłoptaś?  - odezwał się niespodziewanie, kiedy Tom zmierzał już do wyjścia. Wstrząsnął nim dziwny dreszcz i choć mógł udać, że po prostu go nie słyszał, przystanął w miejscu plecami do niego. Po chwili ciszy odwrócił się na pięcie i nie panując nad tym, podszedł szybkim krokiem do Louisa, przyciskając go za szyję do ściany.
- Czego. Ty. Chcesz. Od. Billa? - wysyczał przez zaciśnięcie zęby, patrząc z jawną nienawiścią w oczy chłopaka. Był gotów skrzywdzić każdego, kto tylko powiedział złe słowo o jego bliźniaku. Zawsze tak było - gdy byli młodsi, miał okazję spędzić wiele chwil na dywaniku dyrektora z tego powodu.
Czując, że wściekłość zaczyna przejmować nad nim kontrolę, puścił chłopaka. Louis rozmasował dłonią swoją szyję, próbując złapać oddech i chrząknął. Sięgnął do kieszeni po telefon, patrząc z zaciętością na dredziarza, który uważnie obserwował jego ruchy.
- Twój braciszek  nie jest taki święty, za jakiego go uważasz...
Louis zaczął grzebać w telefonie, najwyraźniej czegoś szukając. Widocznie szybko to znalazł, bo uśmiechnął się nagle triumfalnie i podsunął telefon pod nos dredziarzowi. Tom w pierwszej chwili chciał wytrącić mu go z ręki, nie rozumiejąc kompletnie, po co ta szopka, ale gdy ujrzał pierwszą scenę na małym ekranie telefonu, zrobiło mu się natychmiastowo słabo. Wryło go dosłownie w ziemię i jak zamurowany wpatrywał się równie przerażonym, jak zaskoczonym wzrokiem w obraz przed jego oczami.
Louis, czterech facetów z jego paczki i Bill. Jego Bill, jego młodszy o dziesięć minut braciszek, jego ukochany klęczący przed jednym z tych obleśnych typów i ze łzami w oczach robiący mu loda.
Coś ukłuło go w żołądku i poczuł przeszywający ból w sercu. Miał wrażenie, jakby właśnie rozpadało się na kawałki i jego odłamki zahaczały o duszę, raniąc ją głęboko. Oczy zaczynały go szczypać i wydawało mu się, że lada moment straci kontakt z rzeczywistością.
Pragnął, by to było tylko snem. Okropnym koszmarem, z którego zaraz obudzi się z krzykiem w rodzinnym domu w Niemczech i pójdzie natychmiast opowiedzieć Billowi, co mu się przyśniło, a później będą się razem z tego śmiać, bo przecież ich to nie dotyczy, to tylko sen.
Nic takiego się jednak nie stało, choć z całego serca pragnął się obudzić.
Obraz się zmienił. Kolejna scena była dla niego tak przerażająca, tak druzgocąca, że zapragnął w tej chwili umrzeć.
W tle słyszał szydercze śmiechy. Louis. Louis pakujący się swoim obrzydliwym przyrodzeniem tam, gdzie nigdy nie powinien. I Bill. Zapłakany, sponiewierany i... nie stawiający żadnych oporów.
- To zwykła dziwka - odezwał się Louis, wyrywając Toma z dziwnego amoku. - Nawet nie wiesz, z jakim zamiłowaniem później robił mi loda. Jak rasowa dziwka...
W tym momencie poczuł, jak traci nad sobą panowanie i puszczają mu już wszystkie hamulce. Nie obchodziło go już nic, chciał teraz tylko widzieć, jak ten pieprzony zwyrodnialec zdycha na jego oczach.
- Ty skurwysynu! - wrzasnął łamiącym się głosem. - Zabiję cię!
Nie wiedział nawet, kiedy znów przycisnął go za szyję do ściany i zaczął bić go na oślep, używając do tego całej swojej siły. Chciał widzieć, jak umiera. Nigdy wcześniej nie pragnął tak czyjejś śmierci. Chciał słyszeć, jak ta bestia w ludzkim ciele błaga go o litość. Zamiast tego usłyszał nagle dźwięk otwieranych drzwi jednej z kabin i zanim zdążył zorientować się, co się dzieje, leżał już na ziemi kopany przez tych samych czterech chłopaków, których widział na tym pieprzonym filmiku.
Rozmazał mu się na chwilę obraz, kiedy jeden z nich zadał mu silny, obezwładniający cios w brzuch. Zwinął się z bólu do pozycji embrionalnej, co wykorzystali, kopiąc go teraz w plecy. Nie wiedział, jak długo go bili i kopali, ale po chwili przestał już odczuwać ból. Po prostu leżał i czekał, aż skończą. Mogli go nawet zabić - teraz było mu już wszystko jedno. Usłyszał nagle dzwonek na lekcję i wszyscy nagle zaczęli się rozchodzić. Jak przez mgłę dostrzegł jeszcze Louisa pochylającego się nad nim i zadającego mu ostatni cios w twarz.
Nagle wszystko ucichło, choć w jego głowie nadal pobrzmiewał cichy szloch Billa z filmiku. Po raz pierwszy od wielu lat pozwolił sobie na łzy. Łzy bólu, żalu i bezradności.


9 komentarzy:

  1. O matko !!!!
    Ten odcinek jest taki szokujący,że aż mi brakuje słów.
    Nie przepadam za Twicetami ale too..... no miazga, serio.
    I tak bardzo szkoda mi Billa :(

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurwa. Ale się porobiło!
    Biedny Tom, musiał to oglądać... Ale domyślam się, że Billowi też nie było łatwo... Zaskoczyłaś mnie biegiem akcji, nawet bardzo! I nie wiem, co napisać więcej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy ten jebany komentarz sie kiedys doda ale wiedz ze cie zabiję.
    Och, kurwa jak...no nie spodziewałam się....

    OdpowiedzUsuń
  4. JEZU!!
    Ale mi się smutno zrobiło...nawet bardzo biedny Bill :'C
    Ale teraz Tom rozumie Billa chociaż trochę ale rozumie :3
    Może teraz będzie pomiędzy nimi lepiej?
    Mam nadzieję że Louis umrze ! I to teraz!
    Czekam na kolejny odcinek :')


    I liczę na jakieś poprawy stosunków Bill-Tom <333

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko, zaskoczyłaś mnie. Teraz Tom (i ja xD) wreszcie zrozumie, czemu Bill jest taki, jaki jest. Przecież to tak, jakby go gwałcili... Biedny. Jestem bardzo ciekawa, co teraz będzie, więc pisz szybko :D No i niech się do siebie zbliżą :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, biedny Bill. Tomowi, to może wiele wyjaśniło, ja nadal nie wiem dlaczego tak go traktowali, dlaczego on na to pozwolił, sam chciał? Mnie po tym odcinku nasunęło się więcej pytań niż dostałam odpowiedzi.
    Zastanawiam się teraz, co zrobi Tom znając taką brutalną prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  7. O Jezu ! Teraz już wiemy dlaczego Bill chciał się zabić.
    A ten Louis ... jestem na niego tak wkurzona, że zabiłabym go z chęcią.
    Czemu Bill nie powiedział tego nikomu ? Rozumiem, że jest to drobny chłopak i nie było nawet mowy aby się im postawić, ale żeby chociaż zawiadomoć policję, przeciez oni go wykorzystywali !

    Matko ... przeczytałam ten odcinek rano, ale brakło mi czasu aby skomentować, bo musiałam wyjść na autobus.
    PRzez cały dzień miała w głowie obraz zapłakanego Billa, jak go wykorzystywali i to po prostu nie daje mi spokoju. Masakra..

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak myślałam, że Bill został zgwałcony. Chociaż nie spodziewałam się, że to będzie taki zbiorowy gwałt... Teraz wiadomo, dlaczego tak się zachowuje, ale ni sposób do niego podejść. Toma zatem czeka ogromne wyzwanie. I zapewne nie będzie chciał powiedzieć Billowi, że wie, co mu się stało, bo wtedy Bill będzie mógł jeszcze bardziej się w sobie zamknąć, chociaż... Kto wie. Może będzie zupełnie odwrotnie. Bo widać, że swą wrażliwość ukrywa głęboko w sobie, a jego zachowanie, to tylko maska... Jestem ciekawa, co teraz zrobi Tom i czy w końcu uda mu się zbliżyć do brata.
    Niecierpliwie czekam na kolejną część,
    Weny, Mazo.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko. Zatkało mnie. Sama nie wiem, co myśleć. Mimo wszystko, bardziej szkoda mi Toma, może dlatego, że koleś tak kocha Billa, że aż sama to czuję. Ale teraz możemy zrozumieć B. i przestać obwiniać go o oziębłość. Nie dziwię się, że boi się bliskich relacji z kimkolwiek i chciał się zabić. Jak miał stawiać opór tylu kolesiom, skoro jest taki kruchy i bezbronny? Masakra... Tom, wstawaj, biegnij do tego szpitala, bierz to chuderlawe ciałko w ramiona i obiecaj mu, że pomożesz o wszystkim zapomnieć...

    OdpowiedzUsuń