niedziela, 22 lutego 2015

9. Zabić wspomnienia

Przetarł leniwie twarz, próbując otworzyć sklejone powieki. Wyciągnął rękę, na oślep szukając telefonu, który go obudził i nawet nie spoglądając, kto dzwoni, rozłączył się.
Znów całą noc nie mógł zasnąć, a kiedy już mu się to udało, kolejny raz zaczęły dręczyć go te cholerne koszmary. Przewracał się ciągle z boku na bok i mimo ogromnego zmęczenia, bał się momentu nadejścia snu. Nad ranem jego umysł na szczęście się uspokoił.  I spał już dobrych kilka godzin, kiedy obudził go ten przeklęty telefon. Powinienem go wyrzucić, pomyślał.
Próbował znów zasnąć, ale kiedy już przysypiał, jego komórka rozdzwoniła się ponownie. Zrezygnowany w końcu wziął telefon do ręki, podniósł się do siadu i biorąc głęboki oddech, zerknął na wyświetlacz.
Mama.
- Halo?
Przez chwilę w słuchawce nie słyszał nic prócz ciszy, co trochę go zaniepokoiło. Coś się stało, pomyślał. - Mamo?
- Bill znowu zemdlał - odpowiedziała. Tom znieruchomiał. W jednej chwili poczuł do siebie ogromny żal, potem jednak ogarnęła go zwyczajna złość na matkę. Przecież miała go pilnować!
- Jak to? -warknął. - Obiecałaś, że...
- Tom - przerwała mu stanowczo, unosząc głos. Blondyn zamilkł, choć w głowie układał już reprymendę, jaką zaraz zamierzał wygłosić matce. Jak mogła go nie dopilnować?! Obiecała! Zresztą to jej syn, do cholery! - Odkąd wyjechałeś, przestał już nawet udawać, że cokolwiek je. Zamknął się w pokoju i nikogo do siebie nie dopuszcza, nie chodzi już nawet  do szkoły...
Poczuł, jak wszystkie jego wnętrzności się ściskają, a do oczu napływają łzy. Jak mógł być tak głupi? Jak mógł zostawić Billa w takiej chwili? Jak mógł zostawić go kiedykolwiek...? Próbował myśleć, że to nie jego wina, ale coś uparcie mu w tym przeszkadzało. Cholera, był winny! I to nie tylko teraz - był winny od początku.
- To nie był dobry pomysł, Tom. Wróć tutaj.
Zacisnął pięści i chcąc wyładować się na czymkolwiek, skopał pościel na podłogę.
- To nie był dobry pomysł? - syknął przez zacisnięte zęby. - Przecież tego chciałaś. Zdecyduj się, do cholery! - uniósł się, na co w słuchawce zapanowała cisza. Po chwili usłyszał cichy szloch. No pięknie, Tom, skarcił się w myślach. Dowal jej jeszcze bardziej, jakby było jej mało. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytał już ciszej, choć w jego głosie nadal było słychać pretensję.
- Nie chciałam, żebyś się martwił... Przepraszam, kochanie...
No to ci się nie udało, pomyślał i westchnął przeciągle. Nie chciał się z nią kłócić, naprawdę nie chciał, próbował więc trzymać język za zębami, ale bał się, że emocje w końcu naprawdę wezmą górę i powie jej o kilka słów za dużo.
Wygramolił się z łóżka, wciąż się jednak nie rozłączając. Wciągnął na siebie jedną ręką jakiś stary dres, bo opanował go dziwny chłód i znów przetarł twarz dłonią. Usiadł na skraju łóżka, podpierając łokcie na kolanach.
- Tom? Jesteś tam?
- Jestem...
Wziął głęboki oddech i poszukał wzrokiem papierosów.
- Był u nas Patrick Drechsler, jego psycholog. Stwierdził, że wszystko wskazuje na anoreksję...
Coś w nim ostatecznie zawrzało.
- Bill nie ma anoreksji, do cholery! Przestańcie mu wszyscy na siłę przypisywać choroby psychiczne, to nie z nim jest problem, jasne?! - wrzasnął i rozłączył się, rzucając telefon na łóżko.
Wspaniały poranek, pomyślał ironicznie i kopnął stojące obok krzesło, kompletnie nie przejmując się, że upadło z głośnym hukiem.

***
Musiało minąć ledwie parę dni bez Toma, by zdał sobie sprawę, że nie traktował go sprawiedliwie.
Wyjechał przez niego. Dlatego, że nie mógł już wytrzymać jego zachowania. Zresztą kto by wytrzymał? Sam ledwo siebie znosił.
Ale nie mógł niestety zrezygnować ze swojej chłodnej maski nawet dla niego.
Został zraniony zbyt dotkliwie, by komukolwiek zaufać, nawet - a może zwłaszcza - swojemu rodzonemu bratu, którego przecież kiedyś kochał bezgraniczną miłością.
Kiedyś...
To słowo było jego przekleństwem. Bo kiedyś wszystko było ławiejsze.
A teraz?
Teraz ciągle tylko mdlał, był kompletnie wykończony psychicznie i nie miał już nawet sił, by płakać. Nie jadł, bo po prostu nie miał na to ochoty. Było mu niedobrze, kiedy patrzył na jedzenie - kompletnie stracił apetyt, odkąd Tom wyjechał. Wcześniej próbował wcisnąć w siebie chociaż kromkę chleba na kilka dni, a teraz nie mógł przełknąć zupełnie nic.
Sam był sobie winien.
I co teraz miał zrobić?

Kiedy już powoli o nim zapominał, kiedy udało mu się zepchnąć uczucie do niego na samo dno jego podświadomości, on znów się pojawił i po raz kolejny wywrócił jego życie do góry nogami. Znów zrobił bałagan jeszcze większe niż jgo dotychczasowy nieład, wzbudził w nim nadzieję i teraz tak nagle, bez słowa wyjechał...
Był zły na Simone, że tak po prostu mu na to pozwoliła, nie czekając nawet na niego. Dlaczego go nie powstrzymała? Pozwoliła mu wyjechać, choć doskonale widziała, że Bill go potrzebuje.
Ten pocałunek... Na samo jego wspomnienie przez ciało czarnowłosego przepłynął przyjemny dreszcz. I jego oczy... Nie mogło mu się wydawać.
A może Tom po prostu się nim bawił? Nie, on taki nie jest. Poza tym - jaki miałby mieć w tym cel?
Przeszło mu przez myśl, że może taki sam jak Andre. On też wydawał mu się inny. Był jak z bajki, a potem... Potem pragnął przez niego tylko umrzeć.
Może Tom czegoś się dowiedział? Poznał prawdę o swoim bracie i teraz siedzi gdzieś w Niemczech, śmieje się z niego z ich dawnymi, wspólnymi przyjaciółmi i opowiada im, jaką żałosną Bill jest ciotą?
Tworzył najczarniejsze i najdziwniejsze scenariusze. Wydawało mu się, że zna swojego brata, ale kierowało nim przeświadczenie, że przecież nikomu tak naprawdę nie powinien ufać.
Przez ten cału tok ciągle za nim tęsknił, co pozwolił do siebie dopuścić dopiero teraz. Brakowało mu go. Brakowało mu poczucia bezpieczeństwa... A teraz, kiedy Tom wyjechał do Francji, poczuł się jeszcze bardziej zagrożony.
Bał się, że Tom poznał prawdę i już nigdy nie będą dla siebie nawet braćmi.
Wbrew temu nagle zapragnął, żeby Tom wrócił. Nawet, jeśliby miał się z niego naśmiewać, kpić... Chciałby wiedzieć, że jest obok. I nawet gdyby się okazało, że się nim brzydzi, chciałby go chociaż zobaczyć.

***
Był środek nocy, kiedy głośno rozdzwonił się jego telefon, wyrywając go z i tak słabego snu.
Podciągnął się, czując ból dosłownie każdej części ciała i sięgnął po wrzeszczący telefon. Spojrzał na wyświetlacz, zastanawiając się, kto i po jaką cholerę znów dzwoni do niego o trzeciej w nocy.
Nieznany numer. Zawahał się chwilę, zanim nacisnął zieloną sluchawkę, przypominając sobie ostatnią taką noc. Ktoś dzwonił do niego ciągle, dopóki nie odebrał, przez co resztę nocy nie mógł już nawet zmrużyć oka. Teraz jednak wolał mieć chwilę spokoju i obawiał się, że wyciszenie czy wyłączenie telefonu na nic się zda. Był zbyt ciekawy, czy to jest ta sama osoba  i - co ważniejsze - kim ona jest.
- Halo? - powiedział niepewnie i cicho, przykładając telefon do ucha. Odpowiedziała mu cisza przerywana co chwilę płytkim oddechem.
No tak, nic nowego, pomyślał.
Usiadł na łóżku z zaniepokojoną miną, podciągając kolana pod szyję. Nie odezwał się i nie ponaglił osoby  po drugiej stronie. Miał głupie wrażenie, że jego oddech synchronizuje się z oddechem tego człowieka.
Nie wiedział, jak długo trwało to połączenie, ale po jakimś czasie zaczynała go irytować ta nieznośna cisza w słuchawce.
- Nie mam pojęcia, kim jesteś i po cholerę dzwonisz, więc albo mi to powiesz, albo nigdy więcej nie dzwoń do mnie w środku nocy. Najlepiej nigdy - warknął głośno, tracąc resztki cierpliwości.
W odpowiedzi usłyszał tylko głębokie westchnięcie, a po chwili w słuchawce pobrzmiewał już tylko dźwięk oznajmiający zakończenie połączenia.
Tej nocy o dziwo zasnął bez problemu.

6 komentarzy:

  1. O rany. Tak wspaniale piszesz, takie świetne opowiadanie. Tylko szkoda że nie pojawiasz sie tu trochę częściej. Męczysz tak strasznie Billa a tym samy czytelnikow. Mam nadzieję żeBillowi się ułoży z bratem i będzie szczęśliwy.
    Czekam na next, może będzie trochę szybciej. :) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No oczywiście, nie dodał się mój komentarz w całości ._. Napisałam, że nie wiem, jak długo będzie tu jeszcze tak smutno, ale już nie mogę. Niech ten Tom ruszy dupsko i ruszy do tego małego, czarnego wariata, póki nie jest za późno! Niech go wyciąga z tej opresji i ratuje mu zadek. Biedactwa. Wielbię nad życie. </3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się! + mega szablon, Mezo <3

      Usuń
  3. przerobiłam dziś całe opowiadnie od początku i choler.a czekam na nastepny odcinek!! BRAVO!

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam na twojego bloga dzisiaj i tak się wciągnęłam, że nadrobiłam całe opowiadanie. Piszesz naprawdę cudownie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!!

    OdpowiedzUsuń