środa, 4 lutego 2015

On my knees for you

Miałam ogrormną potrzebę to napisać. Przepraszam za wszelkie błędy - nie jestem w stanie spojrzeć na to obiektywnie, jest mi niestety zbyt bliskie.


*
Czuję, jak gniję. Niezauważalnie, od środka. Tracę ludzkie zmysły, zabrano mi smaki i zapachy. Żyję tłustą obsesją wykrzywiającą szkielet rzeczywistości w wiecznej pogoni za pięknem. Głosy w mojej głowie nadal się mieszają.
Oni już mają mnie dość. Kiedy na próbie po raz kolejny rzucam mikrofon w kąt, pozwalając, by wydał z siebie ten nieznośny, piskliwy dźwięk, patrzą na mnie gniewnie, a ja kurczę się pod ich karcącym spojrzeniem. Nie rozumieją. Mają mnie dość.
A ty...?
Ty trzymasz mnie za zimną dłoń, myśląc, że jestem tylko zmęczony, kiedy leżę na dnie niezdolny wołać o pomoc.  I chyba nawet jej nie chcę. Chcę być tylko idealny. Ale w lustrze widzę tylko coraz to nowsze rysy i zniekształcenia. Ty też je widzisz, prawda? Nie jestem dla ciebie idealny.
Po każdym upadku coraz trudniej jest mi wstać. Tyję. Dlaczego?!
Kolejna kąpiel w obrzydliwych kaloriach może skończyć się utonięciem.

*
Marmurowa podłoga w hotelowej łazience rozmywa mi się przed oczami. Wszystko jest jedną wielką plamą. Spocone ciało opieram o wannę, próbując złapać oddech, zanim znów zacznę się dusić.
Zaraz będzie po wszystkim.
Jeszcze trochę głębiej. Kilka dreszczy przeszywających ciało, kilka samotnych łez spływających automatycznie po bladych polikach. Na moment brakuje mi tchu.
Już.
Łapczywie nabieram powietrza w płuca i podnoszę się z klęczek, od razu spoglądając na siebie w lustro. Uśmiecham się do swojego odbicia, wwiercając się w swoje własne spojrzenie. Już dobrze... Teraz już wszystko będzie dobrze...
Ostatni raz rzucam do siebie obrzydliwy uśmiech.

*
- Daj spokój, Bill. Jak raz na jakiś czas zjesz coś więcej niż liść sałaty, nic ci się nie stanie - mówisz ze śmiechem, ale mi wcale nie jest do śmiechu. Na mojej twarzy pojawia się brzydki grymas. Boję się, że zaraz wybuchnę płaczem.
Ale śmiejemy się,  żartujemy, rozmawiamy. I choć próbuję skupiać się tylko na tobie, moje myśli krążą wciąż w okół kalorii. Tłustych, ogromnych, nieidealnych kalorii. Czuję wewnętrzny strach, ale kiedy spoglądam niepewnie na pucharek lodów, posyłasz mi pokrzepiający uśmiech. Kładziesz mi delikatnie swoją dłoń na ramieniu, a ja chyba powoli wpadam w panikę.
- Bill - szpeszesz, pochylając się nad stolikiem i spoglądasz mi prosto w oczy. - Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, ale naprawdę nie powinieneś się odchudzać. Lekarz powiedział, że masz ponad dwadzieścia kilogramów niedowagi. - W twoim spojrzeniu widzę coś smutnego, ale za chwilę na twoją twarz znów wraca ten promienny uśmiech. - No! To jemy!
Śmieję się cicho, choć wszystko się we mnie buntuje. Coś każe mi myśleć, że kłamiesz.  Ale kręcę tylko niezauważalnie głową i zatapiam łyżeczkę w topniejących już lodach czekoladowych.

Dlaczego mi to robisz, Tom?

*

- Raz, dwa, trzy... Stop! Bill, za wcześnie!

*
Nie dziwi cię wcale, kiedy po kolejnej męczącej próbie dopadam lodówki i pochłaniam połowę jej zawartości w ciągu kilku minut. Przecież jestem zmęczony. I jestem głodny, Tom. Jestem głodny twojej miłości.
Nie dziwi cię też, że znikam teraz za drzwiami łazienki i nie wychodzę z niej przez pół godziny. Myślisz pewnie, że biorę odprężającą kąpiel. Przecież jestem zmęczony...
Ani trochę nie dziwią cię moje podpuchnięte oczy i blada twarz, kiedy wychodzę i mijamy się w salonie. Jestem tylko zmęczony, Tom.
Mówisz mi "dobranoc", kiedy idziesz do swojego pokoju. Posyłam ci tylko słaby uśmiech, nie odpowiadam. Boli mnie gardło.
Powiedz mi, że jestem idealny...


*
Za dużo. Znowu za dużo. Znów cię zawiodłem.  Jedzenie. Jedzenie... Kalorie.
Nie wytrzymam.
Morski zapach dobiegający z muszli miesza się z wymiocinami. Spłuczka jest zbyt daleko, bym mógł się go pozbyć.
Czuję się ciężki. Moje ciało jest zimne i boli.
Ale chcę, żebyś w końcu powiedział, że jestem idealny.
Wylecz mnie. Karm czystą prawdziwą miłością. Nakarm mnie nią, nasyć, ale nie pozwól mi jej z siebie wyrzucić.

*
Czterdzieści pięć kilogramów.
Stoję na szklanej wadze jeszcze przez chwilę, wpatrując się uporczywie w tę obrzydliwą liczbę, jakby licząc na to, że zaraz się zmniejszy. Ale ona stoi w miejscu i mam wrażenie, że ze mnie szydzi.
Słyszę czyjeś kroki i w popłochu chowam wagę pod łóżko. Na chwilę robi mi się słabo, kiedy się podnoszę. A potem w progu kolejnego z pokoi hotelowych stajesz ty, zdyszany i zdenerwowany.
- Bill, za dwie godziny mamy koncert...


*

Krzyki fanów, choć zagłuszane przez stopery, docierają dziś do mnie wyjątkowo głośno. Odnajduję twój zatroskany wzrok gdzieś na scenie. Patrzysz na mnie tak ciepło... Chodź do mnie i ogrzej mnie swoim spojrzeniem, swoim oddechem, swoimi pełnymi wargami... Jest mi tak zimno, Tom...
Rozpal we mnie płomień. Dotykaj mnie, Tom, mów mi, że jestem twój, że jestem piękny, że jestem idealny. Obiecaj mi wieczne ciepło w twoich ramionach. Pozwól mi zapomnieć o chłodzie. Rozgrzej mnie swoją miłością. Kochaj mnie. Proszę...

Wir setzen unsere Scherben
Zusammen
Wir sind Eins wie Yin und Yang
Fühlst du mich
Wenn du atmest
Fühlst du mich
Wenn niemand da ist...

Głos mi się urywa.
W końcu robi mi się ciepło.
Rozglądam się po scenie. Przestaliście grać, dlaczego?
Na moment robi mi się ciemno przed oczami, choć wszystkie oślepiające światła są skierowane na mnie. Słyszę odlegle miliony głosów zlewające się w jeden dźwięk. Próbuję cię odnaleźć, ale nic nie widzę. Przecieram dłonią oczy, chyba rozmazując staranny makijaż. Moja dłoń jest teraz mokra. To łzy?
Tom, nie patrz na mnie... Nie jestem teraz idealny. Nie patrz, proszę...  Nie możesz mnie takiego widzieć... Tom, nie patrz..
Próbuję unieść mikrofon, ale czuję się obezwładniony. Wszyscy czekają. Wlepiają we mnie swoje obrzydliwe ślepia. Tylko twoje oczy są piękne, Tom.
Zalewa mnie fala gorąca i chyba upadam. Wśród tysięcy krzyków słyszę tylko twój.
Przepraszam, Tom...
Chciałem być tylko idealny...








1 komentarz:

  1. Piękne na swój sposób <3
    Bill chciał być tylko idealny dla Toma i nic więcej, a on tego nie zauważał i to Billa zniszczyło.
    Aż poleciała mi łezka, a nawet kilka :)

    OdpowiedzUsuń