wtorek, 3 marca 2015

10. Zabić wspomnienia.

Dzień dobry, kochani!
Wiem, że trochę zbyt wczesna pora, ale po całej nocy pracowania nad rozdziałem nie mogłam się doczekać, by go opublikować ;)
Mam nadzieję, że będziecie z niego zadowoleni - jest trochę dłuższy od poprzednich - i oczywiście liczę na wasze komentarze!

PS. Rozdział "Sąsiada" niebawem :)


***




  Jasnowłosa kobieta stała przy parapecie okna, wyglądając zza kwiecistej zasłony na ulicę przed domem, by upewnić się, że jej syn jeszcze nie nadchodzi.
  Nie chciała, by Bill się dowiedział, że rozmawia o nim z jego bratem, więc choć była pewna, że czarnowłosy dopiero skończył właśnie lekcje, czujnie obserwowała.
  Minęły dwa miesiące, odkąd Tom wyjechał do Niemiec i ledwie dwa dni, odkąd Bill zdawał się przestać o tym myśleć.
 Dziś był poniedziałek i Bill po raz pierwszy od tego czasu poszedł do szkoły, nawet nie wykłócając się o to za bardzo z matką. Zdawał sobie sprawę, że jego matka ma zbyt wiele zmartwień na głowie i nie chciał dokładać jej ich jeszcze więcej, zawalając rok szkolny.
Simone z chęcią odetchnęłaby z ulgą, ale wedziała, że jeszcze nie może. Czas na to jeszcze nie nadszedł i nie miała pojęcia, co mogłaby zrobić, by to zmienić.
  Martwiła się.
  Nie wiedziała, co działo się między jej synami, ale skąd miała to wiedzieć, skoro nic jej nie mówili? Nie mogła naciskać. Byli w końcu prawie dorośli i czy tego chciała czy nie, niedługo o swoje sprawy będą musieli zadbać sami, a ona nie będzie miała prawa się w nie mieszać.
Mimo wszystko ta niewiedza doprowadzała ją do szału. Co było tego wszystkiego przyczyną?
Zaczęła już nawet obwiniać siebie, siebie i Jorga. Była pewna, że to ich rozwód tak poróżnił bliźniaków. To zawsze odbija się na psychice dziecka - wiedziała to ze swojego własnego doświadczenia.
  Nadal miała za złe swoim rodzicom, że rozstali się lata temu, kiedy jeszcze nawet ona sama nie myślała o założeniu rodziny. I choć była jedynaczką, wiedziała, jak mogą teraz czuć się jej synowie. Rozdzielono ich, i choć nie protestowali, była pewna, że tego nie chcieli. Po prostu bali się, że zostając z jednym z rodziców, zatracą całkowicie kontakt z tym drugim, a w rezultacie okazało się, że cała ich rodzina po prostu się rozpadła.
  Chciała im się jakoś odwdzięczyć i uratować ich relacje. Za każdym razem, kiedy dzwoniła do Toma, próbowała go przekonać, by wrócił. Ale on mówił, że nie może, jeszcze nie teraz, a kiedy ona pytała: "dlaczego?", on odpowiadał:
  - I tak nie zrozumiesz, to zbyt skomplikowane.
  I tak było również tym razem. Każda ich rozmowa przebiegała i kończyła się tak samo; Tom pytał, jak czuje się Bill, Simone odpowiadała, że nie wie, a Tom komentował to kpiąco, mimo że naprawdę nie wiedziała.

Pomyślała o tym dniu, w którym Tom przyszedł do domu pobity. Nie była ślepa - ani przez chwilę nie wierzyła w jego wymówki - było widać jak na dłoni, że wcale się nie przewrócił.
Zastanawiało ją tylko to, kto mu to zrobił i czy miało to jakiś związek z Billem.
Tom zawsze go bronił. Od dziecka nie pozwalał nikomu podnieść na niego ręki czy nawet powiedzieć złego słowa na jego temat. Może wtedy poszło o to samo i postawił się po prostu nieodpowiedniej osobie? Może wyjechał, bo spanikował, że kiedy Bill go zobaczy tak poturbowanego, pomyśli, że nie potrafi już go obronić?
Tom miał rację - to wszystko było zbyt skomplikowane. Miała tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi. Czuła, że już dawno straciła nad wszystkim kontrolę, co dobijało ją tylko jeszcze bardziej.
Boże, nie wiedziała o swoich własnych dzieciach kompletnie nic! Jak mogło do tego dojść? Jedyne, co mogła zrobić, to zapisać Billa do psychologa po jego próbie samobójczej, co widocznie i tak nie zdało się na zbyt wiele, skoro nie było ani odrobinę lepiej.
Zadrżała, kiedy pomyślała, że Bill mógłby ponownie targnąć się na swoje życie. Co, jeśli wtedy nie zdążyłaby wrócić na czas? Co, jeśli...?
Nie była nawet w stanie o tym myśleć, wyobrażać sobie tego, bo czuła, jak oczy zaczynają ją piec i pod powiekami zbierają się łzy.
Nie mogła być przy nim cały czas. On i tak by jej na to nie pozwolił, co więc miała zrobić?
Była całkowicie bezradna, dlatego chciała, by Tom wrócił. On był przy nim zawsze, mimo wszystko, czy Bill tego chciał, czy nie.
Więc dlaczego teraz wyjechał...?
Nie mogła przestać o tym myśleć, o niczym, co miało związek z jej bliźniakami. Żyła w ciągłym stresie, co przekładało się niestety również na jej pracę; zawaliła trzy projekty z rzędu i wiedziała, że jak tak dalej pójdzie, to najzwyczajniej w świecie ją zwolnią, choć pracowała tam od lat.
Przyszło jej do głowy, że musi wziąć wolne i odpocząć. Tak, to byłoby najlepsze rozwiązanie, pomyślała. Miałaby wtedy czas na uporządkowanie myśli, pilnowanie Billa i - być może - sprowadzenie z powrotem Toma...
Odeszła od okna i odłożyła słuchawkę telefonu na kuchenny blat, przysiadając na krześle. Przetarła dłońmi zmęczoną twarz i głęboko westchnęła.
Co działo się z jej synami?
Co z niej była za martka, skoro zauważała to wszystko dopiero teraz?




***



Pierwszy dzień w szkole po przeszło dwóch miesiącach nieobecności minął mu zadziwiająco spokojnie. Andre nie było dziś w szkole, nikt też specjalnie nie zwracał na niego uwagi, mógł więc cieszyć się względnym spokojem, choć mimo wszystko nie potrafił ani odrobinę skupić się na lekcjach, wciąż rozmyślając.

  Spojrzał w bok, kiedy usłyszał, że ktoś woła jego imię, jednak nie zobaczył nikogo konkretnego; ot, kilkoro uczniów, którzy zwykle po prostu go ignorowali, zmierzających ku schodom.
  Wzruszył ramionami.
  Wszyscy skończyli już lekcje - większość poszła już do domu, jedynie nieliczni zostawali jeszcze na dodatkowych zajęciach, a reszta spacerowała bez celu na szkolnych korytarzach, zapewne na kogoś czekając.
  Bill zamierzał wstąpić jeszcze do toalety, zanim poszedłby do domu i kiedy akurat zmierzał już w jej stronę, jakby znikąd pojawił się przed nim Louis.
  Przeklął w myślach siarczyście i spojrzał na niego zimno, chcąc od razu go wyminąć, ale chłopak zatarasował mu drogę swoim postawnym ciałem. Bill mimowolnie zadrżał.
  - Czego chcesz? - warknął, starając się nie dać po sobie poznać, że się go boi. Próbował niezauważalnie spojrzeć za jego ramię i przełykając ciężko ślinę, stwierdził, że na piętrze nie ma już nikogo.
  Świetnie, pomyślał sarkastycznie.
  - Grzeczniej - odparł chłopak. Czarnowłosemu wydawało się, że Louis niebezpiecznie blisko się do niego przysunął, cofnął się więc o kilka kroków, wciąż mierząc go chłodnym spojrzeniem.
  - Czego ode mnie chcesz? - powtórzył głośniej przez zaciśnięte zęby i zrobił kolejne kilka kroków w tył. Louis znów przybliżył się do niego i kiedy Bill poczuł jego obrzydliwy zapach, który znał aż za dobrze, miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. - Odpieprz się.
 Chłopak uśmiechnął się kpiąco.
 - Zupełnie jak ten twój chłoptaś - skomentował, kręcąc głową z dezaprobatą.
 - Co?
Louis wciąż się przysuwał, przez co czarnowłosy cofnął się gwałtowniej i zamarł, kiedy plecami natknął się na ścianę.
  - Nie pochwalił ci się?
  Bill patrzył na niego zdezorientowany, kompletnie nic z tego nie rozumiejąc. Przez chwilę milczał, uparcie się nad czymś zastanawiając - kiedy ostatni raz widział Toma?
  Pamiętał, że odwiedził go dwa razy w szpitalu, gdzie się pokłócili, a później już w ogóle go nie widział. Dopiero po powrocie do domu dowiedział się, że Tom wyjechał. Nie miał z nim żadnego kontaktu i matka również niewiele na jego temat mu mówiła.
  Czy to możliwe, że...?
  - Ty... Powiedziałeś mu coś?
  Nadzieja w jego głosie była zbyt wyraźna, wręcz namacalna, co Louis oczywiście zamierzał wykorzystać. Z jego twarzy nie schodził ten kpiący uśmieszek.
  - Może tak, może nie... - odparł, udając, że się nad czymś zastanawia, a potem dodał: - Tylko trochę go poobijałem.
  Bill drgnął.
- Co mu zrobiłeś?! - warknął.
  Louis zaśmiał się w głos, ale Billowi wcale nie było do śmiechu. Coś w nim wrzało i choć sam tego do końca nie rozumiał, miał ochotę wyrządzić Louisowi ogromną krzywdzę i to wcale nie ze swojego powodu, a z powodu Toma.
  Niewiele myśląc, zamachnął się i zaciśniętą pięścią uderzył chłopaka prosto w twarz, zaskakując tym i siebie, i jego.
  Dopiero gdy zobaczył w jego oczach żywe płomienie, zdał sobie sprawę z tego, co zrobił i natychmiast tego pożałował.
Chciał natychmiast uciec, ale przestrzeć między nim a ścianą była zbyt mała; zdążył jedynie rzucić się w bok, zanim pięść Louisa powędrowała w jego stronę. Zrobił kilka gwałtownych kroków, ale chłopak szybko pociągnął go za kaptur jego bluzy z taką siłą, że czarnowłosy wylądował na ziemi, z całą pewnością tłukąc sobie kość ogonową.
  Nim w ogóle zdążył zorientować się, co się dzieje, potężne ciało przytwierdziło go do podłogi, mocno na niego napierając. Zawył cicho, a potem jęknął żałośnie, kiedy poczuł pierwsze uderzenie w brzuch. Drugie już wywołało u niego krzyk pełen bólu i przez chwilę przed oczami widział tylko ciemne plamy.
  Uderzenia Louisa były mocne i przeszywające, Bill więc nie miał szans się bronić. Wyciągnął ręce przed siebie i zaczął bić go na oślep, chcąc zniwelować do minimum ilość uderzeń w jego żołądek. Choć nie miał na to czasu, rozejrzał się gorączkowo po korytarzu, ale w dalszym ciągu nikogo tam nie było. Zresztą był pewien, że i tak nikt by mu nie pomógł.
  Louis był już poważnie rozwścieczony, kiedy Trumperowi udało się trafić pięścią w jego nos. Warcząc wściekle, chwycił mocno ręce Billa i sprawnie je unieruchomił, przyciskając nagle swoje kolano do krtani czarnowłosego.
  Bill dusił się i krztusił, ale ani myślał, żeby się poddać. Wciąż próbował mu się wyszarpać, i mimo że wychodziło mu to wyjątkowo nieudolnie, udało mu się trochę osłabić nacisk na jego gardło. Ledwo oddychał i przez chwilę był cholernie pewny, że ten człowiek naprawdę go zaraz zabije.
Choć czuł, jak opada z sił, udało mu się wyswobodzić jedną rękę i niespodziewanie wsunął ją między nogi Louisa, z całej siły wbijając swoje paznokcie w jego przyrodzenie. Chłopak zawył głośno i niemal zeskoczył z Billa, natychmiast chwytając się za krocze, jak gdyby to miało zniwelować ten nieznośny ból i łypnął na czarnowłosego morderczym wzrokiem.
  Bill ciężko dyszał; siedział na podłodze, próbując złapać oddech i obserwując wijącego się z bólu Louisa. Rozmasował szyję, w miarę swoich możliwości pozbierał się jak najszybciej i pobiegł pospiesznie w kierunku wyjścia z budynku, nawet się za siebie nie oglądając.

*
  Skręcił w pierwszą lepszą uliczkę prowadzącą do parku nieopodal, nie chcąc ryzykować, że ten gbur zacznie go gonić aż pod sam jego dom. Zatrzymał się przy jakiejś starej ławce, czując się, jakby przed chwilą przebiegł ogromny maraton i z ulgą na niej przysiadł, pozwalając, by po jego umyśle rozeszła się gonitwa myśli.
  Tom znał prawdę. W zasadzie nie był tego do końca pewien; może Louis tylko go podpuszczał, żeby zagrać mu na nerwach? Cóż, skoro tak, to perfekcyjnie mu się to udało.
  Ale jeśli Tom naprawdę już wie... Nic dziwnego, że wyjechał.
Och, co miał teraz zrobić?!
  Bał się, że jego przypuszczenia się sprawdzą i straci brata już ostatecznie. To był właśnie jeden z powodów, dla których z początku nie chciał, by Tom mieszkał tutaj, z nim, we Francji; bał się, że pozna prawdę.
  Podjął decyzję - musi porozmawiać o tym z Tomem. Delikatnie wypytać, jak się trzyma, dlaczego tak właściwie wyjechał... Sprawdzić, ile wie, czy cokolwiek wie. Innego wyjścia nie widział.
  Zadzwonię do niego jutro, pomyślał, a później jęknął cicho z bólu.
  Czuł się beznadziejnie. Ten goryl strasznie go poobijał i bolała go dosłownie każda część jego i tak kruchego ciała; był pewien, że następnego dnia będzie jednym wielkim siniakiem. Swoją drogą, te ostatnio pojawiały się na jego ciele zbyt łatwo.
  Westchnął przeciągle i powoli wstał z ławki, ruszając do domu na piechotę. Gdyby chciał jechać autobusem, musiałby znów przejść obok szkoły, a ostatnie, czego teraz pragnął, to natknąć się znowu na Louisa.
  Przez całą drogę czuł się tak, jakby za chwilę miał umrzeć i naprawdę wiele by dał, by tak właśnie się stało.

12 komentarzy:

  1. Po pierwsze: szablon masz cudowny, naprawdę. A co do opowiadania, to niech ten Tom ruszy tyłek i wróci, no. Albo chociaż niech pogada z tym Billem, a potem wróci, o. Jestem ciekawa, jak to się wszystko dalej potoczy. Czekam z niecierpliwością na kolejne części.

    Pozdrawiam, Czaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam dziś na tego bloga i od razu musiałam przeczytać wszystkie dotychczasowe części, jestem zachwycona bardzo podoba mi się oryginalna tematyka oraz opis kontaktów między bliźniakami i ogółem wszystko na plus nie mogę się doczekać kolejnych części pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy wyglad jest cudowny wiesz ? ;)
    A co do rozdzialu...jestem ciwkawa dalszych losow. Szkoda mi Billa. Najpierw to samobojstwo,potem klotnie z Tomem ,a teraz jeszcze to.. Nie ma chlopak latwo.


    Duzo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział swietny. Chcę zeby Tom szybko wrócił, bo strasznie szkoda mi Billa. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, Mazo.
    Minął już równy miesiąc, odkąd niczego tu nie zamieściłaś.
    Muszę przyznać, że mnie zadziwiasz, a - co za tym idzie -
    ja także zadziwiam samą siebie.
    Wiem, że masz w zwyczaju dodawanie odcinków w ogromnych odstępach czasu;
    wiem też, że mnie tego czasu trochę brak ostatnio i może nie powinnam wchodzić tu codziennie;
    wiem również, że nie należę do osób cierpliwych i zwykle odrzucam opowiadania, na które trzeba czekać...
    Za cholerę nie mam jednak pojęcia, dlaczego mimo wszystko codziennie po dwa, trzy razy wchodzę tutaj
    i sprawdzam, czy aby na pewno niczego nie dodałaś i mimo, że już prawie setny raz od ostatniego odcinka tego nie zrobiłaś,
    ja wciąż trwam i trwać będę.
    Rzadko komentuję, toteż nie miej mi za złe, że nie widać mnie pod każdym odcinkiem,
    ale tym razem zdecydowałam się pokazać, mając nadzieję, że
    może jednak coś...

    Liczę na Ciebie.
    Wszyscy liczymy.

    Trzymaj się. Życzę weny i Wesołych Świąt,
    choć osobiście nie obchodzę.
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz. Zrobiło mi się niewyobrażalnie miło.
      A dlaczego ZNÓW tak długo nie ma kolejnego rozdziału, choć obiecałam poprawę - przez cały marzec chodziłam niesamowicie podenerwowana i podekscytowana na myśl o zbliżającym się koncercie Tokio Hotel, nie byłam więc w stanie usiąść i nawet zmusić się, by coś napisać... (choć przyznam, że coś tam jednak powstawało i tworzy się dalej, ale do publikacji tego tworu jeszcze sporo minie). A teraz, cóż... depresja pokoncertowa pełną parą i teraz przez całą dobę myślę jedynie o tym, jak, do licha, uzbierać na pakiet na part 2... ;)
      Ale cieszę się cholernie, że czekasz. Wciąż.
      Jestem wdzięczna.

      Usuń
    2. Och, faktycznie.
      Zupełnie zapomniałam o ich koncercie... A przynajmniej staram się udawać, że tak właśnie jest.
      Mieszkam teraz w Warszawie (mówię "teraz", bo mnie znasz, choć może tego nie wiesz jeszcze),
      z mojego domu do Stodoły jest jakieś 10 minut drogi, a ja tak po prostu...
      Nie mogłam być na ich koncercie.
      Rozumiem Cię i w duchu trochę zazdroszczę, że miałaś tę szansę. Podobało Ci się?
      Part II? Myślisz, że wtedy też do nas przyjadą?

      Zastanawiam się nad napisaniem do Ciebie od... Hm, dawna.
      Nie wiem, rok, może więcej.
      Zabawne.

      Usuń
  7. Nominowałam Cię do Liebster Award. Szczegóły na blogu - www.deadly-psychopath.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Mazohyst kiedy dodasz jakiś nowy rozdział, co?? Ja tu usycham z braku mojego narkotyku, czyli Ciebie :-* Proszę cię dodaj coś jak masz w zanadrzu. Nadal będę czekać i w ciebie wierzyć. ;*
    Kiruś ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy kolejny rozdział?? Czekam z niecierpliwością.. :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Mazohyst kiedy w końcu cos dodasz??? Czekam od 5 miesięcy a tu nic 😭 Ja tu umieram z braku twojego opowiadania 😵😞 Błagam dodaj cos bo każdy liczy na cos nowego plissssss 🙇😫

    OdpowiedzUsuń